Dwa miesiące temu, wyznaczyłem sobie za cel, poprawę sylwetki. Czas ten minął i zgodnie z obietnicą podzielę się z Wami efektami. A właściwie wynikami tego wyzwania, jakie sobie postawiłem. Nie będzie to jednak podsumowanie sylwetki i efektów fizycznych a formy psychicznej.
Obecnie moja sylwetka i forma fizyczna, jest najlepsza od wielu lat. W tak dobrej formie, w dorosłym życiu jeszcze nie byłem. Składa się na to wiele czynników, ale najważniejsze jest zdrowie psychiczne. To w nim upatruje swoja motywacje, konsekwencje i cierpliwość w dążeniu do celów, które sobie wyznaczam.
Te dwa miesiące wiele mnie nauczyły i uświadomiły, że praca, którą wkładam w swój rozwój, przynosi efekty. Jestem pewny siebie i pewny swoich działań. A to upewniło mnie, że droga, którą podążam, jest właściwa.
Jeśli zastanawiacie się, dlaczego nie podzielę się jeszcze formą fizyczną, to szczerze odpowiadam, że nie przepracowałem tych dwóch miesięcy jak należy. Nie wykonałem planu, jaki sobie założyłem, a co za tym idzie, nie osiągnąłem celu, który sobie postawiłem.
Tak w skrócie mogę powiedzieć, że maj był jak najbardziej zgodny z planem, dużo aktywności, ćwiczeń i zdrowego odżywiania. Odpowiednia ilość snu, regeneracja i spokój psychiczny. Byłem na dobrej drodze, aby realizować założone cele.
Czerwiec był zupełnie inny. Czerwiec sprowadził mnie na ziemię.
W mojej chorobie aktywność fizyczna pomaga mi rozładować emocje i wyczyścić myśli. I w drugim miesiącu mojego wyzwania, taką funkcję spełniała. Efekty wizualne zeszły na dalszy plan. Wszystko zaczęło się w głowie.
Szanując życie prywatne swojej rodziny, nie mogę podzielić się z Wami, wszystkim, co mnie dotyka. Ale w ostatnim czasie mamy nad czym myśleć. Każde zawirowania zdrowotne, wywracają życie do góry nogami, i tak też jest u nas. Należę do osób, które świetnie ukrywają swoje emocje i uczucia, ale zapewniam Was, że przeżywam to w środku być może bardziej niż Wy.
Nie przespane noce, powroty do starych nawyków i mechanizmów, które kiedyś mną kierowały świadczą o rozdarciu wewnętrznym. To był i nadal jest, ciężki dla nas okres. Mam nadzieję i wierzę w to, że już jutro się to skończy. Tak wiele zależy od jednego telefonu, od jednego wyniku, tak lub nie.
A co jeśli tak? Życie się posypie, a więc wyobraźcie sobie, z czym sobie człowiek musi radzić.
Czasami myślę o śmierci, czy to swojej, czy najbliższych. Nie wiem dlaczego, ale przypuszczam, że podświadomie boję się, że teraz gdy już wszystko sobie wyjaśniłem, gdy mam jasno określone plany, życie może to zweryfikować. Byłby to dramat.
Piszę o tym wszystkim nie dlatego, żeby się usprawiedliwić a żeby zwrócić uwagę, że życie takie jest. Każdy ma swoje problemy, jeden mniejsze inny większe. Jeden sobie z nim radzi a ktoś inny nie. Jeden o nich opowiada i przeżywa, inny nie. Ale każdy z czymś się mierzy.
Za wszystko odpowiedzialna jest nasza psychika. To ona decyduje jak sobie z tym wszystkim radzimy. To ona wyznacza wielkość naszych problemów i sposób w jaki je rozwiązujemy. To od kondycji naszej psychiki zależy nasze życie. Można wszędzie widzieć problem albo rozwiązanie. Można zamknąć się w domu i płakać, można pić, ćpać, grać i użalać się nad sobą albo przyjąć to na barki i robić swoje.
Nie podołałem wyzwaniu, które sam sobie rzuciłem. Ale zyskałem coś więcej, zrozumiałem, że nawet porażka może być zwycięstwem. Że można przegrać bitwę, ale wygrać wojnę. Że nie same zwycięstwa świadczą o naszej sile.
Właśnie brak zrozumienia tego, prowadził mnie zawsze do punktu wyjścia. To właśnie dlatego zawsze ponosiłem porażkę ze samym sobą.
Pamiętam jak zaczynałem cokolwiek zmieniać w swoim życiu, czy to zdrowe odżywianie, bieganie, siłownia, wczesne wstawanie, czytanie książek, rzucanie nałogów itd. Cokolwiek by to było, zapału starczało zaledwie, na kilka tygodni lub miesięcy. Dlaczego tak było?
Co powodowało że przy pierwszych trudnościach, odpuszczałem?
Czemu wracałem do starych nawyków i zachowań?
Bo nie potrafiłem zaakceptować porażki, nie rozumiałem, że nie wszystko jest czarne albo białe.
Wystarczyła mała niedogodność, mały problem, aby urósł do rangi niepokonanej trudności. To już był powód, aby odpuścić, Głowa już miała wytłumaczenie i usprawiedliwienie, aby nie kontynuować pracy. Skoro nie ćwiczyłem już tydzień to po co wracać, skoro nie biegałem już miesiąc to również po co wracać przecież to już nie ma sensu. Skoro znowu przybrałem 5,10 kg to po co znowu to zrzucać?
Znacie to?
Kiedyś jak zamawiałem jedzenie w McDonaldzie, to śmiałem się z ludzi, którzy zamawiają zestaw, z colą zero. Uważałem, że skoro tam jest tyle kalorii, to po co się oszukują i biorą cole zero, przecież to nic nie zmieni.
Dzisiaj właśnie w tym rozumowaniu, upatruje swoich wcześniejszych porażek. Obecnie moje myślenie jest zupełnie inne. Skoro w tym zestawie jest tyle kalorii to chociaż colę wezmę zero.
Ten przykład można przyrównać do wielu sytuacji i naszych zachowań. Ja go przyrównam do moich dwóch ostatnich miesięcy.
Pierwszy miesiąc super, zajebiście zrealizowane cele. Nic tylko skakać z radości, ale co z drugim miesiącem. Jeśli cele nie były realizowane, idąc starym tokiem myślenia nie było sensu już się na tym skupiać.
A jednak moje myślenie było inne. Nadal biegałem i ćwiczyłem nie tak intensywnie, ale jak z tą colą — wezmę chociaż zero, zawsze to lepiej. Rano jadłem płatki owsiane z jogurtem a wieczorem pizze i czekoladę. I gdy wstawałem rano z poczuciem winny że nie jest tak jak sobie zamierzyłem, szybko wracałem do mojego nowego myślenia i poczucie winy zamieniałem na akceptacje.
Problemy i niedogodności nie stały się moim usprawiedliwieniem, aby porzucić to, co zacząłem. Pozwoliły mi dostrzec, że to, co robię jest wartę tego, aby się tego trzymać mimo przeszkód.
Że nawet gdy coś odbiega od wyobrażeń, jakie o tym mieliśmy, można w tym nadal trwać i nie porzucać. Bo w konsekwencji i tak doprowadzi nas to tam gdzie zmierzamy, być może w innym czasie, ale czy czas jest najistotniejszy?
Kiedyś robiłem bardzo duże kroki w krótkim czasie, a później się cofałem z nawiązką. Dzisiaj już tak nie robię, wolę małe kroki, konsekwentnie i cierpliwie, bo z perspektywy czasu to one są najbardziej widoczne.
W żadnym wypadku nie uważam tych dwóch miesięcy za stracone. Wręcz przeciwnie, były owocne. Przyniosły mi wiele nowych doświadczeń i wiary w siebie. W obliczu kilku problemów, które nas spotkały, kilku spraw, które zaburzyły mój spokój, kilku małych kontuzji, które uniemożliwiły mi trenowanie, a także sprawy finansowe, które czas najwyższy uporządkować. Moje zdrowie psychiczne jest w należytej formie.
Nie uciekam od tych spraw, nie dusze ich w sobie, nie daje im urosnąć do rangi niepokonanych i przede wszystkim nie porzucam tego, co sobie zamierzyłem. Dbam o swoje zdrowie psychiczne, aby nie wrócić do starych nawyków i zachowań.
I to jest mój sukces tych dwóch miesięcy, to właśnie takim okresami zdobywam pewność siebie.
A zapewniam Was, że i forma fizyczna jest dobra. Nie powiem bardzo dobra, bo nadal nad nią będę pracować i okres mojego wyzwania przedłużam o kolejne dwa miesiące. A więc pierwszego września podzielę się z Wami, jak ta przemiana u mnie przebiegła.
Już dzisiaj, jeśli chodzi o sylwetkę, to ja się sobie podobam i jestem zadowolony. Osiągnąłem przez ostatnie półtora roku spektakularną przemianę. Nie tylko wizualną, ale też kondycyjną. Mam wrażenie, że z roku na rok lat mi ubywa a nie przybywa.
Fizycznie czuję się bardzo młodo a psychicznie silnie i stabilnie.
Wrócę jeszcze do tematu dzisiejszego wpisu:
Sport:
Dla mnie bardzo ważna sfera mojego życia. Nie uważam, że jest to zamiennik i się w nim zatracam, bo potrafię żyć bez niego. Ale po co? Skoro z uprawiania sportu i aktywności czerpię tyle radości i tak wiele mi to daję to formy psychicznej. Dzięki niemu reguluje swoje emocje i mam kontrole nad własnym życiem. Gdy żyję aktywnie czuję że żyję.
Żywienie:
Chociaż wymieniłem to na drugim miejscu, żywienie jest ważniejsze od sportu. A właściwie jedno z drugim fajnie współgra. Gdy odpowiednio się odżywiamy to mamy siły i chęci, aby żyć aktywnie. A gdy żyjemy aktywnie to nasz organizm sam domaga się żywności wartościowej. Tak jak po zjedzeniu ciasta z cukierni i popiciu gazowanym nie będzie nam się chciało biegać to tak samo po bieganiu nie zjemy tego samego zestawu a postawimy na jakiś wartościowy posiłek.
Z własnego doświadczenia wiem, że to, co jem ma bardzo duży wpływ, na to, jak się czuję, na moją kondycję fizyczną i psychiczną. Warto zwracać uwagę na to, co jemy, bo tak jak sport nie każdy musi lubić i uprawiać, tak żywić musimy się wszyscy bez wyjątku. I jeśli zauważacie, że nie odżywiacie się wystarczająco zdrowo i wartościowo to od tego zacząłbym zmiany.
Żywienie może naprawdę rozjaśnić umysł.
Zdrowie psychiczne:
Wymienione na ostatnim miejscu a bez tego ani rusz. Jak pracować, trenować, uczyć się i żyć w rodzinie, jeśli zdrowie psychiczne szwankuje. Psychika to podstawa naszego życia, wiele lat nie potrafiłem o nią zadbać. To ciągnęło za sobą wiele problemów, konfliktów, rozczarowań, nałogów itd. Ja skorzystałem z pomocy specjalistów, uznałem, że to najlepsze wyjście i się nie pomyliłem.
Teraz wiem już, jak dbać o zdrowie psychiczne. Z pomocą przychodzi mi aktywność i żywienie. Razem te trzy aspekty mojego życia się zazębiają i powodują, że życie stało się radosne.
Każdy jest inny i potrzebuje czegoś innego. Ja wiem czego potrzebuje aby być szczęśliwym i mieć kontrole nad własnym życiem a TY?
Warto pomyśleć, czy to, co robię i tak jak żyję mnie satysfakcjonuje? Jeśli tak to jesteś szczęściarzem, a jeśli nie to zacznij nad tym pracować.
Wierzę, że to, co napisałem nie jednej osobie otworzy oczy i zachęci do refleksji i działania. Swoim przykładem nie chce pouczać, nakreślać kto i jak ma postępować a także żyć. Chce pokazać, że większość z nas ma takie same problemy, różnica polega na tym jak je rozwiązujemy. W moim życiu było wiele różnych porażek a jednak zmieniłem to. Już tak moje życie nie wygląda.
A Twoje? Może warto coś zmienić?
A jak u Was minęły te dwa miesiące? Czy cele, które sobie postawiliście zostały zrealizowane? A jeśli nie, to jak do tego podchodzicie? Czy wpędza Was to w poczucie porażki a może tak po ludzku sobie z tym nie radzicie? Warto poświęcić chwilę na refleksję, a problemy rozwiązywać lub akceptować i nie zamiatać pod dywan. Samo się nic nie ułoży.
Życzę udanej niedzieli.
Wszystko co piszesz to prawda. Kwestia szczęścia, które nagle się wali po jednej wiadomości… Może nie wali ale trochę nam krzyżuje to co zaplanowaliśmy. Ja dzisiaj w takiej sytuacji siadam i daję sobie chwilę. Wiem, że martwieniem się nie odkręcę sytuacji. Więc pozostawiam wszystko w rękach Góry i staram się myśleć pozytywnie. Próbuję odkryć czego dany problem ma mnie nauczyć. Zazwyczaj odkrywam, że to lekcja, która ma mnie umocnić i pokazać mi jak daleko jestem. Że mam być z siebie dumna co osiągnęłam. Niezależnie od wszystkiego nie ma powrotu na starą drogę. Co do zdrowego jedzenia sportu. Niestety do dnia dzisiejszego nie umiem poradzić sobie z papierosami. A może nie chce… Ale kiedy miałam okresy nie palenia czułam się świetnie, kiedy zdrowo jadła czułam się lekko i pełna energii, kiedy ćwiczyłam czułam moc. Dziś pracuje nad konsekwencją by egzekwować to co sobie zmierze. Konsekwencja w moim przypadku to ciężki temat. Ale jest dobrze, jest tak jak ma być. Jestem szczęśliwa i dumna z siebie. Ps. Nie wiem na jakie wyniki czekasz. Mogę tylko podejrzewać ale polecam książki Reginy Brett. W jednej z nich opisuje swoją chorobę. I pokazuje jak wyszła z niej dzięki silnej pozytywnej psychice. Mój znajomy ostatnio też dzięki nastawieniu uporał się z chloniakiem. Tak jak piszesz ciężko myśleć w trudnej sytuacji pozytywnie ale właśnie to nas leczy, to nas uczy zmieniać siebie i zakodowane schematy – bo jak chory to trzeba się załamać ect-nie, trzeba odnaleźć siłę, pytać dlaczego ta lekcja przyszła wspierać. Wierzę że wiara przenosi góry. Poradzisz sobie. Jestes wspaniałym człowiekiem, na szczycie i dasz sobie radę
Dziękuję. Też tak uważam jak Ty, trzeba nawet z najgorszych chwil wyciągać pozytywy, martwienie nic nie zmieni a tylko pogorszy. Jednak ciężko realizować założony plan, jak się żyje w niepewności. Papierosy, okropny nałóg. Ja już nie palę i wierzę że już nie będę. Pozdrawiam