Jak już większość z Was zauważyła, jesień zagościła u nas na dobre. Ja należę do osób, których ta wiadomość bardziej cieszy, niż smuci. Lubię jesień, nie tylko taką z obrazka, złotą, ale deszczową, szarą, ponurą i wietrzną. Zdaje sobie sprawę, że należę do mniejszości, jednakże wiem, że nie jestem jedyny. W sumie to lubię każdą porę roku i każdą pogodę. Nie pogoda wpływa na moje samopoczucie, aczkolwiek czasami ma wpływ.
Pamiętnej jesieni 2018 roku wszystko się zaczęło, a mogło również się skończyć.
Była to jak na razie najbardziej owocna jesień, jakiej doświadczyłem. Przyniosła mi nowe życie. Refleksje i decyzje, które wtedy miały miejsce, zapoczątkowały moją przemianę. Przemianę, w której trwam nadal, rozwijam i czerpie z niej dużo satysfakcji. Jednym słowem, tamtej jesieni umarłem by narodzić się na nowo.
Paradoks, bo owa jesień była jednocześnie najbardziej owocna, jak i pełna bólu, smutku i cierpienia. Bo oto wtedy, 36-letni facet, spacerujący samemu lasem, w scenerii czysto jesiennej, toczy bój w swojej głowie z myślami. Myślami, które charakteryzują się dużą agresją. Przyznać się do słabości, poczucia beznadziejności własnego życia, czy zabrać to ze sobą do grobu? Bardziej ponurego scenariusza, życie chyba nie mogło, napisać.
To już przeszłość, dzięki niej mam teraźniejszość i obiecującą przyszłość. Coś, czego mogło już nie być.
Kiedy jesteś tak blisko swojego końca i dociera do Ciebie, że zmiana myślenia, zachowania i przekonań może Cię uratować- robisz to!
Przynajmniej ja to zrobiłem, szkoda, że musiałem to zrobić w takich okolicznościach. Do dzisiaj zadaje sobie pytania: Dlaczego, skoro było mi tak źle, to tyle lat w to brnąłem? Dlaczego nie spróbowałem tych zmian wcześniej? Czy musiało minąć tyle lat i tak daleko musiało to zabrnąć?
Widocznie tak!
Tak musiało być i nie ma co się nad tym zastanawiać. Gdyby nie ta przeszłość nie było by teraz tego, co tak bardzo doceniam.
To właśnie te 36 lat zbudowało moja teraźniejszą wersję, wersje, z której tak bardzo jestem dumny. Wersję, która nadal się rozwija, ewoluuje i wciąż się uczy. Tak jak napisałem wyżej, tamtej jesieni umarłem by narodzić się na nowo. W wielu aspektach życia jestem jak dziecko, mam czystą kartę, którą na nowo zapisuje i dlatego tak się tym jaram.
Jestem jak dziecko w kaloszach, skaczące po kałużach.
Moje wcześniejsze życie odcisnęło na mnie piętno, zostawiło po sobie wiele złego, wiele pamiątek będę jeszcze długo dźwigał, ale nie popsuje mi to reszty mojego życia. To teraz żyję, jak chcę, mam kontrole nad własnym życiem i nie dam sobie jej odebrać.
Jesień 2019 już była inna.
Była bardzo owocna, doświadczałem jej już jako wolny człowiek. Nie kierowały mną już wtedy nałogi, wypowiedziane kiedyś twierdzenia, stare nawyki i przyzwyczajenia. Wypełniły ją oczekiwania i cele, które zacząłem sobie stawiać. A przede wszystkim, była to pod każdym względem, trzeźwa jesień.
Ubiegłorocznej jesieni zacząłem zauważać, że zmienia się moje myślenie, że znacząco trzeźwieje ze starego życia. Mój umysł zaczął się rozjaśniać i otwierać na wiele rzeczy. Zaczęły się kształtować marzenia i motywacja do ich spełniania. Z każdym kolejnym zamierzonym celem, który realizowałem rosła moja pewność siebie. Pewność i wiara w siebie i swoje dokonania, to to, czego kiedyś mi brakowało.
Już od podstawówki obiecywałem sobie, że będę się uczył, później, że przestanę palić marihuanę, że zacznę ćwiczyć, dbać o zdrowie, że będę oszczędzał pieniądze. Wszystko, co od siebie oczekiwałem i co sobie obiecywałem, nie potrafiłem dokonać. Pamiętam, że gdy pracowałem w Anglii, codziennie się spóźniałem i codziennie sobie obiecywałem, że pójdę wcześniej spać po to, aby rano nie zaspać. I co? I nawet w tak błahej sprawie ponosiłem każdego dnia porażkę.
Tak postępując, jak można mieć szacunek do samego siebie? Jak można uważać siebie za odpowiedzialną osobę i w cokolwiek sobie wierzyć? Nie tak postępuje odpowiedzialny, pewny siebie i swoich poczynań człowiek. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę i szacunek do siebie straciłem bardzo dawno. Na zewnątrz może nie było tego widać, dobrze udawałem, przywdziewałem maskę, ale w głębi sam przed sobą wiedziałem, że zmierzam donikąd.
Ileż to planów było w mojej głowie, ale żadnego nawet nie spróbowałem zrealizować a co dopiero ukończyć.
Tamtej jesieni zdałem sobie sprawę, że nie żyję już w tym świecie, w którym żyłem. Uwierzyłem w siebie i w to, że jeszcze dużo mogę osiągnąć.
Cele, które sobie wtedy postawiłem, są zrealizowane albo nadal są w realizacji. Nauczyłem się być cierpliwy i konsekwentny w swoim działaniu. Cały czas nad tym pracuje i ulepszam, jeśli coś mi nie wychodzi, wyciągam wnioski, naukę i próbuję ponownie. Jeśli dochodzę do wniosku, że coś mi nie służy, rezygnuje i akceptuje swoje decyzje, bo wiem, że podejmuje je w zgodzie ze sobą. To nie nałóg, lenistwo, brak wiary w siebie lub niskie poczucie wartości teraz o tym decyduje. Decyduje o tym ja, ja sam!
I w taki sposób dobrnąłem do jesieni 2020, szczerze, to czekałem na nią.
Niestety, nie wszystko układa się tak, jak bym tego oczekiwał. Myślałem, że inaczej to wszystko będzie wyglądać. Sytuacja na świecie z pandemią i problemy zdrowotne najważniejszej osoby w moim życiu, nie pozwalają mi na nazwanie tego roku szczęśliwym. Życie nie jest łaskawe ostatnim czasy dla mnie i mojej rodziny, jednakże zmiany, jakich dokonałem w swoim życiu, pozwalają mi dostrzegać pozytywy.
Co by było, gdybym się nie zmienił? Być może najbliższe mi osoby byłyby teraz zdane tylko na siebie, a tak mają mnie. Jestem dla nich wsparciem, tak jak One były i są dla mnie. Wdzięczny jestem za to, co mam, potrafię to docenić i się tym cieszyć. To moje dotychczas największe osiągniecie.
Tegoroczna jesień jest smutna, co nie znaczy, że nie ma w niej szczęścia i uśmiechu. Muszą być, aby ten ciężki okres przetrwać. Ciężki dla nas wszystkich.
Troszkę inaczej miał wyglądać dzisiejszy wpis, chciałem się skupić na moich celach, które sobie postawiłem, na celach które zrealizowałem, realizuje i tych, których nie udało się doprowadzić do końca. Chciałem, aby ten wpis był motywacyjny, chciałem Was przekonać, że w każdym wieku, w każdym momencie można się zmienić i odmienić na lepsze swoje życie. Każda płaszczyzna życia może być poprawiona, ulepszona trzeba tylko to dostrzec, trzeba chcieć, trzeba wierzyć, że można to zrobić. Taki miał być ten wpis, ale nie jest i nie może być.
Nie mogę pisać dzisiaj o tym, nie mogę motywować Was, nie mogę motywować tym wpisem siebie, bo jest ktoś dla mnie ważniejszy. I ten ktoś potrzebuje dziś mnie.
Wyjaśnię i nadrobię w kolejnym wpisie.
Dobrej nocy.
Wszystko w naszym życiu dostajemy po coś. We mnie dziś się coś uruchomiło. Powróciły demony przeszłości, czuje się jakby mnie ktoś zgniatal, chodzę i płacze i nie wiem co się dzieje… Mnóstwo pomysłów skąd to samopoczucie… Pomyślałam dziś nawet a może by się napic..? Tylko po co? Picie dałoby chwilowe ukojenie a potem totalna depresję. Zbliża się moja szósta rocznica trzeźwości (11.11)może to mnie gniecie.? Przykro mi, że tak się sprawy u Ciebie mają. Wiem że to może nie jest pocieszające ale WSZYSTKO. DOSTAJEMY W ŻYCIU PO COŚ – myślę że to taki Sprawdzian czy to udzwigniesz dalej będąc trzeźwym. Dziś moja córka miała mały wypadek na skutrze że swoim tatą…. To co poczulam na wieść o tym. Nie mów nigdy nigdy tak pomyślałam bo nie wiesz i nie znasz dnia ani godziny ale bądź silny/silna bo używka napewno ukojenia Ci nie da. Jestem myślami z Tobą i Twoimi bliskimi. Wierzę że wszystko będzie takie jak ma być. Bądź dzielny i nie poddawaj się
Przeciwnosci, z ktorymi musimy sie zmierzyć, czesto sprawiaja, ze stajemy sie silniejsi. To, co dziś wydaje się stratą, jutro moze okazać sie zyskiem. – Nick Vujicic