A więc o co chodzi z tym psem? By ta opowieść nabrała sensu, muszę się cofnąć do czasów dzieciństwa. Od dawna cierpię na zakrzywienie czasoprzestrzeni, dlatego pewne fakty, mogą być niezbieżne z rzeczywistością. Mogą się delikatnie rozjeżdżać, na skutek weekendowego życia, jakie prowadziłem. Zauważam, że nie potrafię określić co w jakim roku się działo. Nie wiem, być może, to jednak przypadłość wrodzona, albo już wieku. Odległe czasy zlewają się w całość, jakby wszystko się wydarzyło w 6, a nie 38 lat. No cóż.
Pierwsze zwierzątko, którego obecność pamiętam to pies Peggy, był to ratlerek. Oczywiście nie rasowy, w tamtych czasach, nawet nie wiedziałem co to za różnica. Był to jakiś tam mieszaniec, wielkości królika. Pojawił się u nas niespodziewanie i po błagalnym zapytaniu mamy, czy może on u nas zostać, został. Miał nacieszyć mnie i siostrę przez kilka dni i wrócić skąd przyszedł. Legenda głosi, że miał być, delikatnie mówiąc, wysłany na tamten świat, takie były czasy. Ile w tym prawdy to nie wiem a może to chłopięce wymysły. Gdzieś w pamięci, pojawia się jeszcze czarny pudel i papuga, którą durszlakiem goniło się po mieszkaniu. To już tylko zarys wspomnień. Suczkę Peggy za to pamiętam doskonale, była z nami aż do mojej dorosłości. Żyła? Ciężko powiedzieć, 14 może 15 albo i 16 lat. To właśnie to zakrzywienie czasu. A przestrzeni, to gdy dowiedziałem się jak zdechła, było to, jak jechałem do albo wracałem ze Szklarskiej Poręby. Byłem już wtedy, tak mi się wydawało dorosły, miałem plus minus 18 lat. Już wtedy pozowałem na twardziela, a może taki byłem? Być może to, co doświadczyłem, spowodowało, że zrobiłem się zimny i wredny. A może już wtedy, palona trawa ze mnie zrobiła takiego obojętnego na uczucia gościa. Łzy się pojawiły, kochałem ją i chociaż była brzydkim psem, każdy na nią reagował, a dla nas był to najwspanialszy i najpiękniejszy pies na świecie. To Ona oglądała ze mną mecze, jedząc słodycze, tak słodycze, uwielbiała je i nie zabiły jej, tak jak to się teraz uważa. Nie znosiłem tego jej wzroku jak coś jadłem, nie potrafiłem się nie podzielić. Ot takie mam wspomnienia z psem w roli głównej. Jak to w każdej rodzinie bywa, obowiązek wychodzenia i karmienia spadł na mamę. Nam się z siostrą też zdarzyło o nią zadbać, ale raczej na nas nie można było liczyć. Byłbym nie w porządku, gdybym nie wspomniał, jeszcze o śwince morskiej, którą posiadałem, miała na imię Dreptuś i gdy wchodziłem do pokoju, głośno kwiczała, wołając o porcje sałaty. A gdy spędzałem jak co roku wakacje u babci, dziadka, cioci i wuja to wraz z kuzynkami przyglądaliśmy się, jak swoimi ścieżkami podążają koty. Pamiętam jednego, który polował na gołębie sąsiada i kradł jedzenie, przynosząc na ogródek. Co za wstyd, gdyby się wydało, a taki był milutki. Był też mały kotek, któremu rzucaliśmy kłębek wełny, bawił się, gonił i próbował łapką go chwycić, gdy wełna dyndała mu nad głową. Był słodki i przecudowny, niestety, przejechał go murarz z sąsiedniej budowy. Ach te chłopięce wspomnienia.
Mam wrażenie, że każdy albo większość z Was ma takie wspomnienia dotyczące zwierząt. I pewnie sobie teraz przypomina, że faktycznie tak było. Ja jestem taki sam jak Wy i to te doświadczenia, wpłynęły na, to kim jestem dzisiaj. Więc dlaczego wiele lat broniłem się przed zwierzętami, dlaczego były mi dalekie, a nawet ich nie lubiłem? Powodu upatrywałbym w zaburzeniach swojej osobowości. Rozdartej wewnątrz, pomiędzy dobrem a złem. Żyjąc, tak jak żyłem, nie było miejsca na żadne zwierzę a tym bardziej na potrzebującego, tak wiele uwagi i miłości psa. Wręcz je nienawidziłem, bo to one pokazywały, jak człowiek jest uczuciowy. A ja taki nie byłem. Narkotyki wyprały mnie z uczuć i nie było na nie miejsca. Wyprowadzając się z domu, zamieszkałem na 13 pietrze wraz z dwoma bliskimi mi wtedy przyjaciółmi. W późniejszych latach nasze drogi się rozeszły, ale wspominam te czasy bardzo miło. I jakże było irytujące, gdy w niedzielę rano, po kilku nocnych baletach wracałem do domu, dzieląc windę z sąsiadem i jego psem. Gdy czujesz się jak wrak człowieka, masz dreszcze, cierpliwość to obca Ci cecha to najbardziej potrzebujesz obwąchującego, liżącego i wskakującego na Ciebie psa w windzie. A słowa: „on się cieszy” działają jakby dolać oliwy do ognia. Wszechobecne kupy w otoczeniu gdzie się poruszałem i groźne psy z ludźmi, którzy nie mają pojęcia, o wychowywaniu psów a posiadają je, bo to modne, utwierdzało mnie w nienawiści do nich.
Tylko dlaczego do nich? Przecież to nie psy winne, że pan nie nauczył, że nie ma czasu, że ma w dupie jego potrzeby. Ma wyglądać, słuchać i być, a gdzie jego potrzeby? Ja przez te lata byłem nie gotowy, aby posiadać psa. Sam nie wiedziałem, o której godzinie i czy w ogóle wrócę do domu, a przede wszystkim to uczucie, którym musiałbym go obdarzyć. Tę niegotowość ukryłem pod płaszczykiem niechęci do psów. Tak było mi wygodniej i faktycznie nie lubiłem psów, denerwowały mnie, irytowały i były mi obojętne. A ta nienawiść do nich obrazowała, w jakiej dupie były moje uczucia.
I tak mijały lata, wokół mnie znajomi mieli psy, ale ja ich nie zauważałem i nie chciałem ich zauważać. Wszyscy zapomnieli, że kiedyś miałem psa i przyzwyczaili się do tego, że ja psów nie lubię. A nowo poznani ludzie poznawali mnie jako kogoś niepałającego miłością do psów. Zaznaczałem zawsze, że moja nienawiść wzięła się z tego, że co niektórzy nie powinni mieć psów i niektóre warunki, nie są dobre, aby psa posiadać. I co do tego, zdania nie zmieniam do dzisiaj. Jednakże u mnie było jeszcze coś głębszego, czyli sfera uczuć. Gdy urodziła mi się córka, moje uczucia zostały rozbudzone. Na pewno jej narodziny miały wpływ na mnie i to zapoczątkowało szereg zmian, jednak nie byłem jeszcze wtedy, na nie gotowy. I tak mijały kolejne lata, a ja kochając swoją rodzinę, kierowałem się ich dobrem. Każda moja decyzja była po to, aby im było dobrze. Nie dostrzegałem, że zamiast patrzeć na siebie, starałem się kogoś zadowolić. A im bardziej chciałem kogoś zadowolić, tym bardziej siebie krzywdziłem, jednocześnie nie odnosząc swoich zamiarów. Jak mogłem dać szczęście córce i żonie jak sam tego nie czułem. Wszystko wydawało mi się iluzoryczne. Wewnątrz siebie błądziłem, aż nastał rok 2018, co do roku jestem tego pewien:)
Zawsze gdzieś interesowałem się wilkami, wywołują one u mnie ciekawość i są dla mnie fascynujące. Ich wygląd, gracja, z jaką się poruszają i tajemnica, którą są owiane, na to wpływają. O wilkach, by długo pisać… dodam, że marzeniem moim jest spotkać się oko w oko. Są coraz bliżej miejsca, gdzie często przebywam, więc mocno wierzę, że to kwestia czasu. Wracając, rok 2018 żona, wiedząc, że jedyny pies, na jakiego się zgodzę, to owczarek niemiecki (podobieństwo do wilka) pokazuje mi owczarka szwajcarskiego. Jak dobrze pamiętam, nie trzeba było długo mnie namawiać. Zakochałem się od razu. Piękny biały wilk, BOS-ki. Decyzja zapadła, będziemy mieli psa, i to jakiego psa. Czekaliśmy na nią kilka miesięcy i w dniu, gdy wyprawialiśmy córki imieniny, rano udaliśmy się po odbiór naszego wyczekanego pieska. Imię już było wymyślone, Kajra, legowisko czekało no i my. Pierwsze tygodnie ciężkie, jak z dzieckiem a właściwie gorzej, bo na każdy pisk trzeba było biec na ogród. Kto ma psa albo innego zwierzaka to wie, o co chodzi. Skończyło się spanie do południa w weekendy i siedzenie na kanapie, obowiązek to obowiązek. Kajra rosła a wraz z nią jej potrzeby. Ogródek już nie wystarczał.
Dla mnie samego, wymierny skutek tej decyzji, pojawił się, zanim Kajra z nami zamieszkała. Po raz pierwszy w życiu musiałem się zmierzyć z decyzją, która przekreślała moje dotychczasowe przekonania. To ten, co nie lubi psów, ma psa. Hipokryta, jedno mówi, drugie robi. Całe życie, jakie to psy be, że nie będzie miał psa, że pies jedynie w budzie itd. A tu taki psikus. I właśnie ta decyzja mnie uwolniła od przeszłości. Zmieniłem swoje przekonanie i poczułem ulgę. Dotarło do mnie, że jestem pozamykany w swoich przekonaniach, które stworzyłem, będąc pod wpływem narkotyków czy alkoholu. Że żyje w świecie którego nie ma. Od tej pory nie boje się podejmować decyzji, zmieniać zdania i poglądów. Kiedyś myślałem, że to słabość a teraz wiem, że to moja siła i świadczy o moim rozwoju. Kiedyś piłem wódkę bez popitki, bo tak przystało na twardziela, teraz nie piję w ogóle i to jest dopiero siła. Kiedyś wstydziłem się swoich uczuć, teraz jestem z nich dumny.
To Kajra mnie zmobilizowała do coraz częstszego odwiedzania lasów. Do długich spacerów tylko z nią. To z nią spacerując, zacząłem więcej rozmyślać o przyszłości, to Ona obudziła we mnie chęć zmiany swojego życia. Gdybym nie patrząc na opinie innych, nie zgodził się na psa, również nie potrafiłbym podjąć decyzji o udaniu się do ośrodka leczenia uzależnień. A podjęcie tej decyzji było łatwiejsze, gdy już zdawałem sobie sprawę ze swojej siły. Kolejną wielką decyzję również pomogła mi podjąć Kajra. Z wieloletniego zagorzałego kibica, dla którego kibicowanie było sensem życia i jedynym hobby stałem się kimś, dla kogo piłka nożna mogłaby nie istnieć. Wolę zrobić coś dla siebie i dla niej jak spacer w lesie niż poświęcać swój czas i pieniądze, aby przyglądać się ludziom, którzy spełniają swoje marzenia. Wole spełniać swoje, małe i dla niektórych banalne, ale moje marzenia.
Nie mogę też pominąć kwestii uczuć, to Kajra je rozbudziła. Wniosła do naszego życia wiele pozytywnych emocji i szczęścia. Ja stałem się bardzo uczuciowy i zyskujemy na tym wszyscy. Zacząłem się częściej wzruszać na filmach, a nawet pisząc ten tekst. To jej zasługa. Kocham ją bezgranicznie na równi z żoną i córką. Tu nie ma kolejności, jesteśmy wszyscy równi i razem z nią tworzymy naszą rodzinę. Jesteśmy szczęśliwi, że możemy jej odwzajemnić tę miłość. I pogryzione buty, trzy legowiska, wygryzione narożniki w ścianach i kontakty, pogryziona szafa, wszechobecne kłaki i podszerstek nie są w stanie tego zmienić.
Dla mnie pojawienie się psa wywróciło życie do góry nogami. I to w dobrym znaczeniu. Może nie powinienem tak mówić, ale pojawienie się psa zmieniło więcej niż narodziny córki, wtedy jeszcze nie byłem chyba świadomym człowiekiem. Dobrze jednak, że do tego doszło, to zmieniło mnie na lepsze. Już nie żyje w przeszłości ani przyszłości, akceptuje teraźniejszość i to tu dzieje się moje życie. Dzięki niej stałem się aktywny fizycznie i wielokrotnie to Ona mnie mobilizuje do spakowania auta i udania się do puszczy. A im bardziej jestem aktywny, tym bardziej jestem w dobrej formie psychicznej. Na mojej zmianie najbardziej skorzystałem ja, ale dla najważniejszych mi osób stałem się najlepszą wersją siebie i wciąż staram się to doskonalić. W tym nie ma końca, ideały nie istnieją.
Podsumowując, drogę ku lepszemu życiu zapoczątkowała zgoda na pojawienie się u nas psa. Dziękuję za to swojej żonie, bo bez niej Kajry by u nas nie było, a sobie odwagi w tej decyzji. W końcu przekreśliłem coś, w co długo wierzyłem. Przepraszam wszystkie psy za to, że byłem taki wredny dla Was a Wy zawsze do mnie z sercem. Miałyście racje, w głębi zawsze byłem dobrym człowiekiem. Wszystkie psy są kochane, jak również wszystkie zwierzątka. Muszę też tu dodać, że mieliśmy przed Kajrą królika Sisi, ale niestety po pojawieniu się w domu psa, króliczek podupadł na zdrowiu i trzeba było go ratować. Stres go niszczył i wywędrował do mojej mamy, aby dojść do siebie, teraz sobie żyje spokojnie u mojej siostry. Taka jeszcze nowinka na koniec.
A jak to wygląda u Was? Czy zwierzak tylko sobie u Was jest, czy uczestniczy w Waszym życiu? Bo my nie wyobrażamy sobie życia bez naszej Kajry.
Wygląda na to, że Kajra była Tobie pisana. Być może to Ona Ciebie odnalazła
Kocham zwierzęta. Często my ludzie powinnyśmy uczyć się od nich.
Dom bez zwierzaka jest niepełny. Zrozumie to jednak tylko ten, kto sam ma psa czy kota.
Pozdrawiam ♀️
Chyba tak jest jak piszesz, jakaś siła wyższa nas połączyła. Wiele od niej się nauczyłem i jestem wdzięczny że ją mamy. Swój swojego zrozumie:) Pozdrawiam
Marzy mi się pies. Ale wiem, że nie jestem w stanie na chwile obecna zapewnic mu odpowiednich warunkow i poświecić mu czas. Dlatego, nie decyduję sie. Moze kiedys przyjdzie ten czas…
Taka postawa jest godna podziwu. Marzenie to jedno a obowiązek to drugie. Smutne jest życie psa którego właściciel nie ma dla niego czasu. Wierzę że kiedyś przyjdzie na to czas:) U mnie też musiał przyjść na to czas. Pozdrawiam
Mi się marzą 2 koty, bo chyba jestem kociarą choć kocham wszystkie zwierzęta, no prawie (pająki, węże i krokodyle mnie brzydzą). Niestety na razie nie mogę mieć żadnego zwierzęcia bo córka jest alergikiem i strasznie ją uczula sierść zwierzęcia, nawet po 1 głaskaniu. Może kiedyś jak także dojrzeję i dorosnę, zmienię siebie, bo jestem na drodze do tego, to stworzę dom dla 2 wymarzonych kotów. Póki co, muszę ogarnąć inne sprawy, które powinny stanowić silny fundament do życia… także dla zwierząt.
Tak jak Ty, też żyłam w iluzji i czasem jeszcze w niej tkwię ale postanowiłam się z tym zmierzyć i w końcu być dorosła i odpowiedzialna w pewnych kwestiach. Chyba tak jest, że nie jesteśmy ideałami (choć nam się jakoś wydaje, że tak jest) i popełniamy mnóstwo błędów jako dorośli metryką ludzie.
Cieszę się, że Twój czworonożny przyjaciel daje Ci szczęście… ze wzajemnością zapewne.
Może tak w życiu jest, że na wszystko przychodzi odpowiedni czas, nawet na posiadanie zwierząt.
Najważniejsze moim zdaniem jest to, że jesteś świadoma tego, co chcesz zmienić i do czego dążysz. Wiele osób nie dochodzi w swoim życiu nawet do tego. Uczymy się na błędach i chociaż moglibyśmy uczyć się na czyiś, najczęściej popełniamy je sami. Ileż to ja już popełniłem w swoim życiu błędów, a co najgorsze że nadal je czasami popełniam. No cóż, nikt nie mówił że życie jest łatwe i przyjemne. A co do zwierzaka, to kiedyś przyjdzie na nie pora. Przynajmniej u mnie tak właśnie było:) Pozdrawiam