Temat, który dzisiaj poruszam, jest to temat pożądany przez wszystkich. Czy jest ktoś, kto nie chciałby, odnieść sukcesu? Czy to nie sukces, przysłania wszystko, co towarzyszy nam podczas naszego życia? Czy to nie właśnie jego brak, spędza nam sen z powiek i umniejsza nasze dokonania? I czy to nie sukces, jest miarą szczęścia, u wielu osób? A także to nie on stoi, za naszym poczuciem wartości i pewnością siebie?
Na te pytania, każdy ma własną odpowiedź, własne przekonania i myśli. Dla mnie ten temat jest wart poznania i refleksji. Nie czuję się specjalistą i znawcą w tej dziedzinie, aby pouczać, ale jestem pewny, większego pojęcia niż, zwykły zjadacz chleba. I na przykładzie swoim i swojego życia odpowiem na te pytania.
Przede wszystkim, trzeba powiedzieć sobie, co to jest ten „SUKCES”?
Ja od dziecka, chciałem osiągnąć sukces, najlepiej jakiś spektakularny. Taki, aby ludzie mogli, opowiadać, że mnie znają. Żeby ten sukces, przyniósł mi sławę, górę pieniędzy, domy, samochody, ubrania, złoto na szyi itd. Jeszcze nie dawno, gdy moje życie było na zakręcie, odpływałem w sferę marzeń, gdzie to wszystko było rzeczywistością. Myśli, że kiedyś to się spełni, pozwalały mi przetrwać, do następnego dnia, tygodnia, miesiąca, roku, dekady. I tak to życie sobie trwało.
Byłem nieświadomy, tego, co to jest ten sukces, tego, jak żyję, a nawet sensu życia. I tu pojawia się samoświadomość.
Już w wieku nastoletnim miałem wiele przemyśleń i zawsze miałem wrażenie, że myślę więcej niż inni. Że zastanawiam się, nad sprawami, które nie mają sensu. Że dostrzegam zachowania ludzi, względem mnie albo innych i je analizuje. Wielokrotnie słyszałem słowa, że za bardzo filozofuje, wymyślam albo przesadzam. Że źle zrozumiałem, źle odebrałem albo że ktoś, nie miał tego na myśli. Nawet oglądając film, zastanawiałem się nad rzeczami poza kadrem. Jednym słowem, zawsze dostrzegałem więcej, tzw. drugie dno.
W wielu przypadkach było to męczące, niepotrzebne i komplikowało mi życie. Kierowałem się zasadami i przekonaniami, które dla innych byłe dziwne. Przez wielu, byłem na pewno, uważany za dziwaka. Zawsze miałem dziwne wytłumaczenia, swoich zachowań i swojego postępowania. Działało to też w drugą stronę, inaczej odbierałem czyjeś słowa, zachowanie i postępowanie. Nie było to szkodliwe, a więc byłem i mam nadzieję, że jest tak nadal, lubianą osobą, nie mniej jednak ciężką w kontaktach.
Przez lata tego nie rozumiałem. Zastanawiałem się, czy tylko ja tak mam, a może wszyscy tak mają? Właśnie to myślenie, kierowało mną do zmiany, pragnąłem innego życia dla siebie. Nigdy nic nie dawało mi satysfakcji na dłużej, stąd ciągłe szukanie. Szukałem w złych miejscach i za pomocą złych środków. Już w wieku 19 lat szukałem pomocy u specjalisty, ale nie byłem na to jeszcze wtedy gotowy. Nie dałem sobie pomóc.
Całe życie, wiedziałem, że gdzieś dzwoni, ale nie wiedziałem w którym kościele.
Mam wrażenie, że byłem bardziej samoświadomy niż rówieśnicy, ale na wiele się to nie zdawało. Nie potrafiłem tego wykorzystać.
Jednak w końcu odniosłem sukces i dałem sobie pomóc.
Przy pomocy specjalistów i ludzi, którzy mają wiedzę na ten temat, zostałem odpowiednio nakierowany i wyposażony w narzędzia, które pomogły mi to zrozumieć. Odkryłem co to samoświadomość, jak ja pogłębiać, do czego mi ona i jak ją wykorzystać.
Samoświadomość pomogła mi określić, emocje towarzyszące, moje potrzeby, moje myśli, a także moje deficyty. To samoświadomość, pozwoliła mi zrozumieć, szereg moich zaburzeń, które kierowały moim życiem. Od kiedy zrozumiałem samego siebie, stałem się wolnym człowiekiem.
Wcześniej żyłem i nie dostrzegałem wielu rzeczy, nie rozumiałem ich. Nie rozumiałem, bo się nad nimi nie zastanawiałem. I to był błąd. Teraz już to wiem i jestem wdzięczny za swoją wyboistą drogę życia.
Dzięki niej Wiem Kim Jestem i Wiem Dokąd Zmierzam.
A więc wróćmy do „sukcesu”.
Napisałem wyżej, że go odniosłem i ja jestem o tym przekonany. A Ty, odniosłeś już sukces czy nadal czekasz?
Trzeba sobie odpowiedzieć i zdefiniować co ten sukces oznacza? I tutaj jest potrzebna samoświadomość. Jeśli nie będziemy znali swoich potrzeb, myśli, nie będziemy kontrolowali swoich uczuć i emocji czy możemy określić, co ten sukces dla nas oznacza?
Każdy ma inną miarę sukcesu, dla każdego sukces wygląda inaczej i inaczej smakuje. Dla mnie przez lata sukces kojarzył się z bogactwem, sukcesem sportowym, rodziną a tak naprawdę nie była to moja miara sukcesu. Przejąłem ją od kogoś innego, może z tv nie wiem, nie pamiętam, ale to nie była moja miara sukcesu.
A Twoja miara sukcesu, jest Twoja czy też narzucona przez kogoś lub przez coś?
Nie mam pojęcia, jak wyglądam, w oczach innych ludzi, ale mnie to wcale nie interesuje, ja jestem, człowiekiem sukcesu. Odniosłem sukces na najważniejszej płaszczyźnie swojego życia. Odkryłem swoją drogę i nią chce podążać. Odkryłem sens swojego życia, szczęście i siebie. Pogłębiłem swoją samoświadomość, odbudowałem poczucie wartości i pewność siebie. Określiłem swoje potrzeby i deficyty, nad którymi trzeba pracować- to definicja mojego sukcesu.
A pomyśleć, że dwa lata temu wierzyłem, że sukces to pieniądze. Czym by się różniło moje życie, gdybym był bogaty? Gdybym nie pogłębił, samoświadomości na swój temat i swojego życia. Pewnie bym żył jak wcześniej, bez pasji i sensu życia, z dnia na dzień tylko w lepszym domu, szybszym samochodzie i w bardziej prestiżowych miejscach bym się upijał, odurzał i pokazywał, jaki odniosłem sukces.
Dziękuję, że do tego nie doszło.
Oczywiście, że bogactwo jest ważne, nie mam zamiaru tego negować i żyć jak pustelnik, jednak to nie mój priorytet i to nie pieniądze dają mi szczęście. To nie pieniądz jest moją miarą sukcesu. Trzeba jednak powiedzieć sobie szczerze, że pieniądze szczęściu nie przeszkadzają, a w wielu przypadkach pomagają. Warto je posiadać, ale nie dać się im posiąść.
A więc dla mnie sukces jest bardzo bliski samoświadomości. Bo zanim pogłębiłem swoją samoświadomość, to dążyłem do … no właśnie do czego? Tak naprawdę do niczego. Żyłem? Raczej nie, po prostu życie toczyło się swoim tempem i działo się samo. Nie miałem nad nim kontroli. Nie miałem sensu życia. Bo czy chodzenie do pracy tylko po to, by się utrzymać, dać dziecku dach nad głową a w weekend wypić piwko oglądając mecz, to sens życia? Czy siedzenie przed tv po pracy, bo jestem zmęczony to sens życia? Czy ja żyję tylko po to, by zarobić, zjeść i spać?
Nie, ja chce żyć, a nie przeżyć.
Moim zdaniem to samoświadomość jest najważniejsza, to ona kieruje i ustala, co dla nas jest ważne i czego nam potrzeba.
I tutaj nasuwa się pytanie, czy warto ją pogłębiać i czy warto być świadomym pewnych rzeczy?
W szkole podstawowej moja samoświadomość była zerowa, dlatego zacząłem palić marihuanę. Paliłem ją prawie przez dekadę, nie będąc świadomy, co robiła z moją głową. Nigdy się tego nie dowiem, być może gdybym wtedy nie zaczął palić, byłbym w zupełnie innym miejscu. Wiem, że nie wpłynęła ona dobrze na mój rozwój, a na pewno go zaburzyła. Następnie pojawiły się inne narkotyki i ich skutków ubocznych także nie byłem świadomy, pojawił się tez alkohol i hazard, których także nie bylem świadomy, tzn. skutków, które przynoszą.
Tak przeżyłem około 20 lat, nawet nie wiem kiedy. I teraz gdy moja świadomość jest większa, gdy ją cały czas pogłębiam, mam wrażenie, że moje życie się zaczęło. Więcej się o sobie dowiedziałem, więcej doświadczyłem uczuć i emocji. Zbliżyłem się do swojej rodziny, poznałem wartościowych ludzi, zadbałem o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne. Zmieniłem wartości, które mną kierują, po prostu odmieniłem swoje życie. I to wszystko w półtora roku.
I jak to jest możliwe, że przez 20 lat żyłem i tego nie widziałem? Że żyłem w przekonaniu, że mam dobre życie, że żyje tak jak inni.
Ale ja nie chce żyć tak jak inni, ja chce żyć swoim życiem, swoimi wartościami, swoimi zasadami i swoim szczęściem. Już nic mną nie kieruje, żaden nałóg, opinia innych albo miara sukcesu innych.
Pozwolę sobie zacytować pewny wers z hiphopowego tracku:
„Mam własne zdanie i własny plan, Inne postrzeganie na własny świat”
Na podstawie swojego przykładu uważam, że warto być świadomym pewnych rzeczy i pogłębiać swoją samoświadomość. Dwadzieścia lat życia w nieświadomości nie przyniosło mi tyle, co wydarzyło się w ostatnim półtora roku. Wiele jest jeszcze do osiągnięcia i zrobienia, ale już jestem tego świadomy. Wiem o tym i zmierzam po to, jednocześnie delektując się życiem teraźniejszym.
Kto nie spróbował, polecam, bo warto a kto uważa, że go to nie dotyczy i że żyje, tak jak chce, to życzę mu, aby to była prawda, a nie złudzenie jak u mnie przez 20 lat.
Warto się zastanowić, po co ja tak naprawdę żyję i czy jestem ze swojego życia zadowolony?
To My wyznaczamy miarę sukcesu i my decydujemy czy go osiągniemy.
Życzę udanej niedzieli, aktywnej i pełnej refleksji.
Twoja historia trochę przypomina mi moją. Jak Ty żyłam 20 lat jakby nie swoim życiem, byłam nieświadoma wielu rzeczy, do których teraz dochodzę, na które nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi. Uważam te 20 lat za zmarnowane. Też kiedyś dążyłam do pieniędzy choć nie chciałam odnieść sukcesu i nie wiedziałam czym on jest. Żyłam w matriksie, jak robot. Twoje pytania “…po co tak naprawdę żyję i czy jestem z niego zadowolona?” zastanowiły mnie i na pewno na nie sobie odpowiem w moim zeszycie myśli.
Na ten czas nie widzę sensu swojego życia i nie jestem z niego zadowolona… bo stoję w miejscu choć bardzo chciałabym pójść na przód a nie wiem jak to zrobić. Cierpliwość moja się kończy i mam wiele momentów gdzie mam dość. Niby wiem, że wszystko jest po coś i jest w tym jakiś cel ale zaczynam tracić nadzieję na lepsze czasy.
Mimo wszystko super się czyta, że jesteś szczęśliwy, że żyjesz pełnią życia i w końcu wiesz co jest Twoim sukcesem.
Jeszcze będzie dobrze. Ja szukałem wiele lat swojego celu i nie odnajdywałem się w swojej rzeczywistości. Ale nadszedł ten dzień gdzie podjąłem dobrą decyzje i zaczęło się wszystko zmieniać. Jedna trafna decyzja może wywrócić życie do góry nogami, więc się nie załamuj nie trać cierpliwości i nie zamykaj się na nowe. Próbuj a w końcu zaskoczy, trzymam kciuki. Pozdrawiam