Dzisiaj chciałbym Wam opowiedzieć, jak sport kształtował mnie jako człowieka. Od dziecka był mi bliski i miał na pewno, duży wpływ na to, kim jestem. Już jako dziecko, mama zapisała mnie do klubu piłkarskiego. Oprócz tego uczęszczałem na basen i uczyłem się pływać. W późniejszych latach jednocześnie grając w klubie piłkarskim, chodziłem na SKS-y i grałem w kosza. Próbowałem swoich sił, także w boksie. Poza zajęciami, które wypełniały sporą część wolnego czasu, jego resztę, również spędzałem aktywnie. A więc wychowywałem się w świadomości, że sport odgrywa w moim życiu bardzo ważną rolę.
I odgrywał. Sport był dla mnie ucieczką, od tego, co działo się w domu. Wiele mnie nauczył i wiele mi dał. Gdy grałem, autentycznie byłem szczęśliwy i zapominałem o bożym świecie. Przede wszystkim, dawał mi pewność siebie, której na co dzień brakowało. To na boisku szkolnym, treningowym lub sali gimnastycznej, zapominałem, że jestem synem alkoholika. To tam mi wszystko wychodziło i byłem chwalony. To tam mnie doceniali i szanowali. To tam lubiłem najbardziej przebywać.
Dzięki takiej aktywności nie miałem problemu z sylwetką, formą, wydolnością i sprawnością. Trwało to aż do drugiej klasy technikum, wtedy coś się zepsuło. A właściwie, psuło się już po wyjściu z podstawówki. Pierwszy alkohol to były czasy szkoły podstawowej, pierwsze skręty, też pojawiły się w tym czasie. Gdy w życiu młodego człowieka, powinny zapadać decyzje, rzutujące na jego przyszłość mnie zaczynał pochłaniać inny świat. Szczerze to nie pamiętam, kiedy i jak do tego doszło, że sport stał mi się obcy. Nadal byłem aktywnym kibicem, jednak znalazł się również okres, kiedy poza tzw. dawaniem w palnik nic mnie nie interesowało. O sporcie zapomniałem na długie lata, została tylko jego namiastka, czyli mecze w tv, na stadionie i wspomnienia jak to było kiedyś.
Jestem pewien, że wielu z Was miało takie samo wyobrażenie o samym sobie, jakie ja miałem. Albo co gorsze ma je nadal. Czyli pomijając powody, (u mnie nałogi) wiele lat żyłem wspomnieniami, co to ja nie trenowałem, jaki to ja nie byłem dobry i jak ja dobrze wyglądałem. Tylko oprócz mnie, nikt o tym nie pamiętał a bardzo słaba kondycja, brak sprawności i 30kg nadwagi nijak się miały do tych wspomnień. Ja to bardzo źle znosiłem, wstydziłem się za swój wygląd. Miało to bardzo duży wpływ, na to, co działo się w mojej głowie, na moje poczucie wartości i pewność siebie. Jeśli brzuch, przeszkadza przy zawiązywaniu butów, jeansy przy dłuższym spacerze obcierają do krwi a obce osoby mówiące do znajomego o Tobie „ten gruby“. To wiesz, że wyobrażenie o sobie z młodości przestało obowiązywać.
Pogodzony z faktem, że tak być musi, żyłem sobie z dnia na dzień. Biorąc pod uwagę inne problemy, z jakimi się borykałem, nie wpływało to na poprawę mojego nastroju i postrzegania samego siebie. Nie potrafiłem tego zaakceptować, mój wygląd, szedł wtedy w parze z moim samopoczuciem. Oczywiście świetnie to maskowałem, przywdziewałem uśmiech i robiłem dobrą minę do złej gry. Byłem duszą towarzystwa, przynajmniej tak mi się wydawało. Kompleksy leczyłem nałogami, a swój umysł, karmiłem mrzonkami, że jeszcze kiedyś wrócę do formy. To pozwalało mi jakoś trwać w tej beznadziejności.
Wiele razy próbowałem wrócić do sportu, bieganie, siłownia, piłka nożna, crossfit, ale zawsze kończyło się tak samo. Czyli powrotem na kanapę, mecze w tv, grille, piwko, wódka i kompulsywne jedzenie czego popadnie. No i oczywiście zero ruchu. Przy zakrapianych wieczorach, programowałem swój umysł, jak to jeszcze będzie, co ja nie osiągnę itd. Tylko na tym mówieniu się kończyło, a lata uciekały. Było to moje, wołanie o pomoc, ale pomoc nie nadchodziła. Nie miałem nikogo, kto by mnie zmotywował.
W końcu zrozumiałem, nie da się wrócić do formy fizycznej, jak się nie zadba o swoją formę psychiczną. Tak rozpoczęła się moja przemiana. Idąc do ośrodka, doskonale wiedziałem, po co tam idę. Moje cele były precyzyjnie sformułowane. Oczywiście, nie byłem pewien czego się spodziewać, ale postanowiłem dać z siebie wszystko. Skoro przez tyle lat, sam nie potrafiłem tego uporządkować, to czas najwyższy poprosić o pomoc i posłuchać mądrzejszych od siebie. Pogodziłem się, że jeśli terapeuta mówi, że czarne jest białe, to ja mu w to wierzę. Uznałem, że to moje postrzeganie i świadomość życia jest zaburzona. To ja błędnie odczytuje świat i siebie a stąd moje problemy. Równocześnie nie marnowałem czasu i każdą wolną chwilę pomiędzy zajęciami spędzałem aktywnie, spacerując i biegając.
No i stał się cud. A właściwie sam ten cud stworzyłem. Moja forma fizyczna i psychiczna drgnęła, coś zaczęło się zmieniać. Każdego dnia dostrzegałem progres i to mnie motywowało. Moje poczucie wartości zaczęło wzrastać, wracała pewność siebie wraz z każdym zrealizowanym celem. Wiedziałem, że nie mogę przestać nad sobą pracować. I chociaż nadal musiałem wychodzić, ze swojej strefy komfortu gdzie nie czułem się dobrze, wierzyłem, że w końcu stanie się to moją codziennością. I stało się.
Teraz już nie pamiętam, że musiałem się do tego zmuszać i nie sprawiało mi to przyjemności. Zgodnie z powiedzeniem, że: „wszystko, co łatwe na początku jest trudne” się sprawdziło. Obtarte do krwi krocze, odciski na każdym palcu, poobcierane sutki, bolące kolana, plecy, barki, nawet słuchawki w uszach mnie poobcierały. Do tego kaszel, zawroty głowy, wymioty i wiele innych niedogodności. To była ciężka, ale piękna droga, do tego, co jest dzisiaj. Co rusz podnosiłem poprzeczkę. Najpierw chciałem przebiec 5 km, później 5 km w 30min, następnie 5 km w 25min. Apetyt rósł w miarę jedzenia. Zapisując się na bieg Niepodległości, nigdy wcześniej nie przebiegłem na raz 10 km. Zrobiłem to. Więc zapisałem się na półmaraton, na pół roku przed nie biegając nigdy wcześniej więcej niż 10 km. I na 43 dni przed nim, przebiegłem taką odległość, a więc zapisałem się na kolejne 4, aby w roku 2020 zdobyć koronę półmaratonów. Niestety z wiadomych przyczyn, biegi zostały odwołane, moje marzenia a właściwie już cele zostały przeniesione na rok 2021. Jeszcze to zrobię.
Wracając do tematu, zdałem sobie sprawę, że dla mnie sport jest bardzo ważny. Można powiedzieć, że idzie w parze z moją formą psychiczną i duchową. To wszystko się u mnie zazębia i żeby grało, to te trzy tryby muszą współgrać. Chodzi oczywiście o formę psychiczną, fizyczną i duchową. Nic nie czyści tak mojej głowy, ze złych emocji, jak wysiłek fizyczny. Bieganie, to jest to, co ma dla mnie duże znaczenie. Nie zamykam się tylko, na taki rodzaj aktywności, jednak to jest coś, co daje mi dużo do formy psychicznej. Uwielbiam w bieganiu to, że mogę je zabrać, ze sobą wszędzie gdzie jestem, że mogę biegać o każdej porze i kiedy tylko mi się podoba, tak naprawdę potrzeba tylko chęci i butów. Reszta jest zbędna. Co nie znaczy, że nie lubię i nie popieram wszystkich nowinek technicznych przydających się biegaczowi. Kocham je.
Tym wpisem, chce Wam zwrócić uwagę na to, że zawsze można coś zmienić i że warto. Bo jeśli ktoś taki jak ja, mógł i potrafił to zrobić, to każdy może. Nie trzeba żyć przeszłością i ubolewać, że kiedyś to i to, i tamto. Albo jeszcze lepiej, przyszłością i wierzyć, że kiedyś będzie lepiej, że kiedyś to zrobię -kiedy? Jak nie zaczniesz działać teraz, to nic się nie zmieni. Gwarantuje, przerabiałem to. Nadal życie trwa i można coś z nim zrobić. Większość z Was chętnie by coś zmieniła. I to nie znaczy, że Wasze życie jest porażką. Może powrót do sportu, rzucenie papierosów, nałogu, mniej pracować, dłużej spać, mniej albo zdrowiej jeść lista jest długa, każdy ma swoją. Ja mimo wszystkich tych problemów i rozterek, które mną targały, żyłem tak jak większość. A jednak coś wewnętrznie wołało o zmianę. I zmieniłem, i jest mi lepiej. Dla mnie powrót do sportu okazał się podporą mojego obecnego życia. Zmieniłem wiele aspektów i zmieniam nadal. Szukam, rozmyślam, wyznaczam cele i realizuje. Każdy zrealizowany cel to większa pewność siebie, że kolejny i kolejny to tylko kwestia czasu. A w trakcie ich realizacji, marzenia zamieniające się w cele same się nasuwają. Sam jestem czasami zaskoczony, swoją kreatywnością w ich wymyślaniu.
I właśnie dotarłem do sedna mojego wpisu. Skoro zawsze chciałem dobrze wyglądać, a przez jakieś ostatnie 15 lat byłem grubasem (bez urazy, jeśli komuś dobrze w swoim ciele to ok- mi nie było, więc nazywam sprawy po imieniu) tylko, gdyż nie wierzyłem, że mogę coś z tym zrobić, bo byłem leniwy. Postanowiłem to teraz zmienić. Od 01.05.2020 do 30.06.2020 mam zamiar ostro trenować i zrzucić co nieco. Dwa miesiące, nie jest to czas, aby nadrobić i naprawić taki okres lenistwa, ale jest to wystarczający okres, aby zobaczyć efekty. A im będą większe i spektakularne, tym większy będzie zapał, aby przedłużyć ten okres o kolejne dwa i kolejne dwa itd. aż będzie to moja codzienność. W taki sposób walczę o zmianę nawyków. Nic nie jest trudne, jak się rozłoży to na etapy. Wiem, nie będzie lekko, bo wiąże się to z większą intensywnością fizyczną a mniejszym spożyciem kalorii, ale dam radę. Aktualnie moja waga to 92 kg a ile będzie za dwa miesiące? To się okaże, tym razem waga mniej istotna, liczy się wygląd. Po tym okresie możecie się spodziewać jakiegoś sprawozdania, relacji, którą chętnie się z Wami podzielę, niezależnie od wyniku, jaki osiągnę. Każdy zaakceptuje pod warunkiem, że dam z siebie wszystko.
No i pytanie do Was. Kto chce coś zmienić? Może to jest właśnie dobry moment na zmianę? Jutro poniedziałek, po długim weekendzie, idealnie. Lepszej okazji w tym miesiącu nie będzie. U mnie to jest sport a u Ciebie? Śmiało pisać w komentarzu a za dwa miesiące podsumujemy. Kto wstydliwy niech sobie zapisze postanowienie na kartce, powiesi nad biurkiem, łóżkiem albo gdzie woli i do dzieła.
Kto się chce obudzić pierwszego lipca jako zwycięzca a kto jako przegrany? Ja wybieram pierwszą opcję, a Ty?
Wchodzę w to!
Pierwsze lipca na wadze będę miał 85 kg.!
A wiec do dzieła.Konkretny cel.
Oj… Ja bym chciała 5 kg zrzucić… Niby nie wiele, ale jak trudno… U mnie problem tkwi w jedzeniu (słodycze). Wyzwanie mówisz? Wchodzę w to! Sprawdzimy się na koniec czerwca ✊
U mnie ten sam problem, słodycze. Uwielbiam w każdej postaci i ciężko jest zrezygnować. Dlatego ograniczam i sprawdzimy się na koniec czerwca.
O jak ja bym chciała zgubić 5kg.
Jest trudno zgubić każdy gram bo mam insulinoopornosc( od ponad roku walczę). Chciałabym spowrotem zacząć ćwiczyć bo przez wirusa i prace w domu chyba zaczynam mieć początki depresji.
To nie możesz się poddawać. Nie jestem lekarzem więc Ci nic nie poradzę, mogę jedynie życzyć Tobie aby pozytywne myśli nie pozwoliły na gorszę samopoczucie. Nie daj się, chociaż czas jest ciężki dla wszystkich, zawsze można znaleźć pozytywy i nimi się karmić. Pozdrawiam
P.S. Nie wiem jak to się stało że Twój komentarz mi umknął
Nie lubię ćwiczyć. Zawsze musiałam się zmusić do jakiegoś sportu, choć w sumie jako dziecko lubiłam jeździć na łyżwach ale wtedy nie czułam, że to jest jakiś wysiłek i sport, jeździło się dla przyjemności. Teraz natomiast powinnam ćwiczyć dla zdrowia, i wcale nie by schudnąć, wręcz przeciwnie, ja pragnę przytyć a niestety nie mogę. Niestety ciężko mi się zmusić do ćwiczeń bo nie lubię po prostu ćwiczyć i wcale mi to nie przynosi przyjemności ani radości. Zastanawia mnie czy powinnam się zmusić i zacząć ćwiczyć bo wypada robić to dla zdrowia?!
Moim zdaniem nie, jest wiele rzeczy które można robić dla zdrowia, np. zdrowo jeść i się wysypiać. Dla wielu osób, sport jest dobry, na wielu płaszczyznach życia i bardzo pomaga. Ale jeśli ktoś nie lubi wysiłku fizycznego i sportu w różnej postaci, to efekt może być zupełnie odwrotny. Na samą myśl może popadać w gorszy nastrój a co dopiero po zmuszeniu się do wysiłku. Ale warto sobie znaleźć coś co by tą satysfakcje dawało np. książka, film, malowanie, spacerowanie itd. Trzeba szukać. Ja odkryłem że lubię pobyć sam jak kupiliśmy psa i zacząłem z nim jeździć do lasu. Tam stwierdziłem że zacznę biegać, a później że założę bloga i tak co rusz odkrywam coś nowego co daje mi satysfakcję. Wszystko w zgodzie ze sobą- Pozdrawiam
A ja sobie za dużo poćwiczyłam i dzis cierpie przez lędźwie. Trafilam jednak do wspaniałego fizjoterapeuty który pokazał mi jak uczyc sie oddychac. Oddech przy ćwiczeniach to podstawa a ja tego nie umiem. Kolejny wspaniały sposob na własny rozwój. Chętnie podzielę sie sposobem na naukę oddechu. Kwestia kg… Tez dużo zajadam i tu też mam sporo pracy do zrobienia ze sobą ale podejmujac teraz kwestie zrzucania wagi podeszlam do tego inaczej niz zwykle. Nie narzucam sobie ile i do kiedy a ćwiczenia mają mi pomóc w kwestii zdrowotnej i dobrego samopoczucia. Uzmysłowił mi to spacer z córką ktora prosiła bym rzucala z nia kamyki do wody… Schylanie sprawiało mi problem z powodu brzucha.. Tak tez powstala myśl i dzialanie za myślą. Czekam na regenerację. Ucze sie oddychac i troche inne ćwiczenia bedw wykonywać
Nic na siłę, bez nakładania zbędnej presji. Aktywność ma sprawiać radość a nie cierpienie. Ma nam służyć a nie powodować że popadamy w jeszcze większy marazm niż bez niej. Małymi kroczkami a do przodu:)