Gdy zakładałem bloga, w mojej głowie były już pewne tematy. Przypisywałem je do pewnych dat, zdarzeń lub sytuacji w moim życiu. Dzień Ojca to taka data i temat z nią związany. Nie myślałem co napiszę, ale wiedziałem, że na pewno ten temat chcę poruszyć. I nadszedł ten czas.
Każdy z nas ma ojca, a niektórzy z czytających to mężczyzn, nimi są. Różnica polega na tym, kim ten ojciec w naszym życiu był lub jest? I jaką rolę my jako ojcowie pełnimy w życiu naszych pociech?
Rozgraniczę te dwa pytania i w pierwszej kolejności odpowiem na pierwsze z nich.
Mój ojciec był chory, był alkoholikiem i zupełnie nie radził sobie z życiem. Tak naprawdę, nigdy go nie poznałem, nie wiem kim był. Chociaż mieszkał z nami, to żył w innym świecie. Nigdy nie miałem okazji, poważnie z nim porozmawiać, przynajmniej nie pamiętam.
Z okresu mojego życia, gdy już nie byłem dzieckiem a nastolatkiem, pamiętam same niemiłe rzeczy. Ojciec wiecznie pił i się awanturował, a nasze życie, toczyło się od jego odsiadki, do wyjścia na wolność. Policja u nas w domu była bardzo często, do tego stopnia, że trzeba było wzywać po kilka razy, bo ignorowali zgłoszenia.
Pamiętam nieprzespane noce. Spędzone razem z mamą i siostrą, na spacerach poza domem. Domem, w którym nie dało się przebywać. Pamiętam bardzo dużo złego.
Nie mam zamiaru tego opisywać, nie chcę do tego wracać i nie szukam litości. Co by to miało mieć na celu, ja wiem co przeżyłem, wraz z moją rodziną. Wiem co niesie za sobą, problem alkoholowy. My już mamy to za sobą, ale ilekroć pomyślę, że są rodziny gdzie coś takiego się dzieje, na samą myśl cisną mi się łzy do oczu. Wiem co te dzieci czują.
Jeśli znacie takie rodziny, nie przechodźcie obok tego obojętnie. Pomagajcie jak tylko się da. A jeśli jesteście sprawcami takiego życia, to się opamiętajcie albo spakujcie się i spierdalajcie z życia Waszych rodzin. Będzie to najlepsze co możecie dla nich zrobić.
Mój ojciec, nie zasłużył na szacunek. Nie zapracował na miłe wspomnienia, na to, by nazwać go „tatą”. Gdy umarł, płakałem, ale nie za nim. Płakałem, bo się cieszyłem, że to koniec. Bardzo to przykre, ale tak było, płakałem, bo doprowadził do takiej sytuacji. Zapewniam Was, że zasłużył na to.
Po jego śmierci sam się pogubiłem. Zarzekałem się, że nie będę jak ojciec, ale wzorce, na które patrzyłem były silniejsze. I chociaż ze strony mamy, miałem przykład jak być dobrym człowiekiem, to zło wygrało. Stałem się prawie taki jak On.
Świat się zmienił więc i model nałogowca również. Dało się pogodzić, życie z nałogami przez 20 lat. Dlatego napisałem, że stałem się prawie jak On. Ja nie skrzywdziłem swojej rodziny, ale jednak w okresie, gdy nałóg mną kierował, wzorce były paskudne.
Po latach widzę i potwierdzam, że nie jest ważne co mówimy i co próbujemy, przekazać naszym dzieciom. Ważne jest, jakim wzorcem dla nich jesteśmy. U mnie na szali był ojciec, usposobienie zła i mama, która dbała, abyśmy dostrzegali jak wygląda prawdziwe życie.
Każde moje wakacje i dłuższe wolne od szkoły spędzałem u dziadka, babci, cioci i wujka. To tam widziałem jak wygląda normalne życie. To tam miałem prawdziwe wzorce, i to tam się wiele nauczyłem. Po latach rozumiem, dlaczego nie mogłem zostać w Poznaniu kilka dni, tylko ledwo było wolne mama mnie tam zawoziła.
Zostałem tam obdarzony dużą miłością i zrozumieniem. Nigdy nie poczułem się u nich niechciany i gorszy. Myślę, że pomijając kilka kłótni, dogadywałem się też z kuzynkami. Cierpliwość i spokój, którym dysponuje mój wuja to był dla mnie dobry wzorzec. Ciocia jest zawsze uśmiechnięta i pozytywna, jakże to był inny obraz życia, które miałem na co dzień.
Niestety dziadek i babcia już dawno odeszli, są w mojej pamięci i zajmują tam ważne miejsce. A cioci i wujowi zawdzięczam to kim jestem. Byli wsparciem dla mojej mamy, w moim wychowaniu. Po latach można powiedzieć, że te dobre wzorce doszły do głosu. Co by było, gdybym ich nie miał w swojej podświadomości? Gdybym przy nich nie dorastał?
Pewnie skończyłbym jak ojciec, znienawidzony przez własne dziecko.
Mam nadzieję, że sytuacja na świecie się unormuje i będę mógł, ich nie długo odwiedzić.
Mój ojciec postępował źle, ale był chory. Był dobrym człowiekiem, tak słyszałem, ale zniszczył go alkohol. Osoba, którą dane było mi poznać, był już to człowiek, który przegrał z alkoholem.
Zrozumiałem to dopiero, gdy nasłuchałem się na terapii o problemie alkoholowym. Doskonale wiem, jak ciężko jest walczyć z demonami. Zmarnował swoje życie, ale nienawiść do niego, nie może zmarnować mojego. Dlatego wybaczam i nie żywię, do Ciebie tato już urazy.
Odpowiadając na pytanie, które zadałem, mogę powiedzieć, że mój ojciec był dla mnie złym wzorcem i złym tatą. Nie poradził sobie z życiem, rolą męża i ojca.
Spoczywaj w spokoju tato.
Dlaczego cały czas nawiązuje do tych wzorców, które dają nam rodzice i otoczenie, w którym się wychowujemy.
Ano dlatego, że jest udowodnione, że to w taki sposób kształtuje się umysł młodego człowieka. To właśnie wzorce, które im dajemy, będą procentować w życiu naszych dzieci, gdy dorosną. To właśnie to, w jaki sposób postępujemy, jak traktujemy innych, jak się zachowujemy, jak mówimy ma wpływ na to kogo wychowujemy.
Jeśli dziecko widzi, że np. zdrowo się odżywiamy, wielce prawdopodobne, że będzie to kontynuować w dorosłym życiu. Tak samo, jeśli będzie widzieć, że palimy papierosy, to wielce prawdopodobne, że będzie palić. I na nic się zda, Wasze mówienie, że jest to niezdrowe, że nie wolno itd. To, co widać to jest wzorzec, i to ma największą siłę przekazu.
Opowiem Wam o mojej roli jako taty w życiu mojej córki. Opowiem Wam, co mną kieruje, do czego dążę i co chcę osiągnąć. Być może nie spodoba Wam się moje podejście do wychowania a może zainspiruje. Chętnie usłyszę jak Wy to widzicie, lub jakie jest Wasze zdanie.
Wychowanie dziecka to nie matematyka, że 2+2 zawsze jest 4. Nigdy nie mamy pewności czy dobrze postępujemy i jakie to będzie miało konsekwencje. Każdy chce być dobrym rodzicem, ale nie ma doskonałych, idealnych rodziców. Tacy nie istnieją. Najważniejsze to zbudować dobre relacje, umieć słuchać i rozmawiać ze swoim dzieckiem.
Ja, gdy zrozumiałem, że nie można dać tego, czego samemu się nie ma. Odkryłem życie, odkryłem sens i istotę mojej obecności na ziemi. Zrozumiałem, że to moje życie jest najważniejsze i to dla siebie żyję, a nie dla dzieci, żony, mamy lub kogoś innego. Stałem się egoistą, ale egoistą w dobrym znaczeniu.
Wielokrotnie słyszę, że dzieci dają szczęście, że są najważniejsze, że wszystko, co robimy to robimy dla nich. Że całe nasze wysiłki to aby dzieciom było wygodnie, aby je zabezpieczyć. Spełniamy ich zachcianki, poświęcamy się, żeby móc się nimi i ich sukcesami chwalić. I to jest sens życia? Dla wielu tak, ale nie dla mnie.
Ja nadal żyję i mam oczekiwania od życia. Moje życie to nie tylko moja córka. Chcę aktywnie uczestniczyć w jej życiu, ale nie rezygnując ze swojego. Nie uzależniam swojego szczęścia od jej życia. Nie chwalę się jej sukcesami, nie opowiadam o jej osiągnięciach, bo są jej, a nie moje. Cieszę się razem z nią, dostrzegam jej rozwój i daje mi to radość, ale nie buduje to mnie, buduje to ją i jej przyszłość, a nie moją.
Jeśli poświęcę się dla niej i taki wzorzec jej dam, Ona w przyszłości zrobi to samo. A tego ja dla niej nie chcę. Chcę, aby do końca swoich dni cieszyła się życiem, czerpała z niego radość i była szczęśliwa. Nie chcę, aby po narodzinach jej dzieci był to już jedyny jej sens życia. Jakie to smutne, wszystko podporządkowane dzieciom, a co jeśli dziecko dorośnie i się na nas wypnie? Nasze życie starci sens?
Zapewniam, że można spełniać swoje marzenia, prowadzić swoje życie i nadal być dobrym rodzicem, śmiem twierdzić, że nawet lepszym. Nie buduje relacji na spełnianiu zachcianek i zapewnianiu, że wszystko, co robię to po to, aby zapewnić jej byt i przyszłość. Oczywiście, jeśli są takie możliwości to nie widzę w tym nic złego. Jednak najpierw my, rodzice a później córka.
Chcę dawać dobre wzorce i w taki sposób przygotować ją do życia. To w taki sposób chcę zabezpieczyć jej przyszłość. Jeśli dam jej wzorzec, że wszystko robię dla niej. Że tak należy postępować, że dziecko to sens życia. To co jeśli nie będzie jej dane mieć dziecka? Co wtedy? Dla kogo będzie żyła, kto jej da szczęście?
Posiadanie potomstwa to jest sens życia, ale nie jedyny. Na dziecku, nasze życie się nie kończy.
Zmieniłem się, zmieniłem swoje życie i zrobiłem to dla siebie. Polepszyłem jakość swojego życia i jestem egoistą. Każdego dnia robię coś dla siebie, rozwijam się. Mam chęć kupna sobie czegoś ładnego, to jeśli mnie stać to kupuję. Żyję, jestem szczęśliwy mam pasję, dążę do kolejnych zmian. Prowadzę bloga, czytam książki, zimą morsuję itd. I co to oznacza dla mojej córki?
Że ma dobry wzorzec do naśladowania. Mój egoizm przekłada się na lepsze relacje między nami, niż gdy go nie było. To teraz jestem wzorem do naśladowania, a nie wtedy gdy przychodziłem z pracy i byłem zmęczony. Jak narzekałem na brak pieniędzy, czasu i siły. W każdy weekend udawałem się na stadion lub w tv oglądałem mecze przy piwku i papierosku. Jadłem do tego smażone tłuste jedzenie lub gotowe ze słoika. Taki dawałem przykład.
To już przeszłość. Chcę być dobrym przykładem, chce zaszczepić w córce dobre nawyki. To nie ja mam być dumny z niej, tylko moja córka ma być dumna z taty. Nie chcę, aby mówiła o mnie „mój stary” chce być dla niej tatą. Chcę, aby w nas rodzicach widziała ludzi z pasją, marzeniami, celami. Żeby widziała, że się spełniamy i kochamy.
Ciesze się, gdy przychodzi do mnie i mówi tato chcę z Tobą biegać, chce iść na rower, tzn. że widzi, obserwuje i chce naśladować. A co jakbym nadal, co weekend siadał przed tv z piwkiem i papierosem. Albo wracał wypity wieczorami ze stadionu, być może taki wzorzec spowodowałby, że w przyszłości by szukała takiego męża, skoro to normalne. Tego ja dla niej nie chcę. Dlatego jestem egoistą.
Moim marzeniem jest mieć takie relacje z córką, że gdy już będzie po 18-stym roku życia, nie będzie się wstydzić własnego taty. Że będę mógł z nią pograć w tenisa, wyskoczyć na lody albo wyjechać wspólnie w góry zabierając z nami mamę. Że nie będzie to jej powinność, bo starzy chcą tylko będzie dumnie i pewnie mówiła wśród rówieśników, że w tym terminie jedzie z rodzicami.
Czy dobrze postępuje nie wiem, wiem za to jedno, że nawet gdy coś pójdzie nie tak to ja sobie nie będę miał nic do zarzucenia i moje szczęście jest u mnie w środku, a nie ulokowane w córce.
Tak postępując wbrew temu co się wydaje, jestem najlepszą wersją siebie jaką ofiarowuje swojej córce. Na moim egoizmie zyskujemy obopólnie. A gdy będzie w moim wieku i będzie miała swoje dzieci wierzę że to zaprocentuje i będzie szczęśliwą osobą.
Pragnę dla swojej córki, aby się spełniała, była szczęśliwa i robiła w życiu to co będzie ją satysfakcjonowało, wierzę, że tak jak postępuje teraz i jakim jestem dla niej wzorcem to jej ułatwi.
Ja nie jestem idealnym rodzicem i nigdy nie będę, ale jestem jakiś, mam swoje zdanie, mam swoje przekonania i ich się trzymam. Wierzę, że dobrze postępuje i zbuduję relację między nami, o jakich ja marzyłem.
A Ty?
Jak wychowujesz swoje dziecko?
Strachem, przekupstwem, spełnianiem zachcianek, nakazami, zakazami?
A może oczekujesz czegoś, czego sam nie dajesz?
Albo chcesz dać coś, czego sam nie masz?
Szanujmy swoich ojców, siebie, swoje życie i bądźmy dobrymi wzorcami, dla własnych dzieci.