Dzień dobry ludzie,
Jak wiele może się zmienić, podczas jednego tygodnia. Czasami jedna decyzja, jedna wiadomość, może wywrócić życie, do góry nogami. Zarówno w pozytywnym znaczeniu, jak i negatywnym. Moje życie jest tego przykładem.
Podejrzewam, że u Was również tak jest. Na pewno macie takie okresy w życiu, kiedy dostajecie wiatr w żagle, albo że ktoś lub coś podcina Wam skrzydła. Momenty, kiedy Wasze życie nabiera sensu lub gdy ten sens traci. Gdy żyć Wam się chce i jesteście pełni energii lub tej energii brakuje i żyć się nie chce.
Życie jest pełne takich zwrotów, a to my nadajemy im wielkość. Czasami takie zwroty są zależne od nas i to my je kreujemy, a czasami nie mamy na to wpływu. Tak to, już w tym życiu jest.
U mnie sporo było takich momentów, którym mógłbym nadać wielkość. Od których, moje życie zaczynało się toczyć, w innym kierunku. Kiedy nabierało sens i kiedy ten sens traciło. Całe moje życie to rozdziały, radosne, smutne, znaczące i nic nieznaczące. Takie, które chce pamiętać i takie, o których chciałbym zapomnieć.
Dzisiaj chciałbym przypomnieć moment, który odmienił mnie i moje życie. Ten moment trwa do dzisiaj, chociaż swój początek miał w 2006 roku. Jest to dzień, kiedy poznałem swoją przyszłą żonę.
Wtedy nie wiedziałem, że będziemy razem, że stworzymy rodzinę. Wiedziałem jedno, że się nie poddam, że zawalczę o siebie, aby móc później zawalczyć, o swoją wybrankę.
Zrobiłem to i po ponad trzech latach od poznania, zostaliśmy parą. Ja już byłem innym człowiekiem, gdy ją poznałem, nie miałem jednego legalnie przepracowanego dnia. Gdy zostawaliśmy parą, było już około trzech lat legalnej pracy, w większości w Anglii.
To właśnie chęć zdobycia jej serca, popchnęła mnie do tak radykalnych zmian. Z łatwych pieniędzy, które zdobywałem w różny sposób, zrezygnowałem na rzecz, ciężkiej pracy pięć razy w tygodniu. Dla mnie był to pierwszy krok, w kierunku normalnego życia, które tak dzisiaj kocham i szanuje.
Oczywiście, moja przemiana trwa do dzisiaj, z roku na rok przy niej, staję się lepszym człowiekiem.
Jednocześnie widząc jak Ona z mojego kumpla, z którym również mogłem poszaleć, stała się wspaniałą żoną i matką. Zupełnie się różnimy, mamy różne poglądy i spojrzenie na świat, ale na końcu mamy zawsze takie samo zdanie.
Pisząc o swojej żonie, muszę być oszczędny w słowa, nie jest taka otwarta jak ja. Nie lubi, jak dodaję wspólne zdjęcia i jak piszę o nas, ale szanuje, to co robię. Zawsze mnie wspiera i jest blisko mnie.
Nasze początki były ciężkie. Moje zaloty a jej ciągłe powtarzanie, że nie ma szans, abyśmy kiedykolwiek byli razem. Takie gadanie, jeszcze bardziej powodowało, że nie odpuszczałem. Postawiłem sobie za cel, że kiedyś będziemy razem i już.
Powodów wyjazdu do Anglii było kilka, ale na pewno jednym z nich była Ona. Przegrałem bitwę i musiałem coś ze sobą zrobić, aby ponownie stanąć do walki. Pominę kilka wątków, bo jakbym chciał opisać wszystko, to zabrakłoby mi czasu, Wam nie chciałoby się czytać i jeszcze groziłoby mi to rozwodem.
Parą zostaliśmy po wielu perypetiach, jak dobrze pamiętam, w październiku 2009 roku. Byłem wtedy, najszczęśliwszą osobą na ziemi. Tyle starań, nie poszło na marne. Przez te trzy lata, gdy byliśmy w kontakcie, wydzwoniłem na pewno dobry samochód. Tyle było tych rozmów.
Sylwester 2009/2010 spędziliśmy w Zakopanem, ależ to były piękne czasy. Każdy z Was, jeśli jest tym szczęśliwcem dzielić życie z drugą połówką, wie jak smakują początki. Początki są najlepsze, to wtedy jest wszystko takie proste i tak niewiele brakuje, aby być szczęśliwym. Wystarczy obecność tej drugiej osoby.
W zupełności nam to wtedy wystarczało. Nasz związek jest zupełnie samowystarczalny, od czasu, gdy jesteśmy razem, spędzamy ze sobą każdą wolną chwilę. Tak jest po dziś. Kiedy piszę, dodaję zdjęcia zamieszczam posty, moja żona jest zawsze przy mnie. To mój jedyny, najprawdziwszy przyjaciel.
W roku 2011 w dzień zakochanych, czyli 14 lutego, oświadczyłem się swojej przyszłej żonie. Jako że miało być to wyjątkowe, zdecydowałem się to zrobić na London Eye. Nie zważając na lęk wysokości, który mamy wspólnie.
Wyszło cudownie, no może z małymi szczegółami, które zachowam dla siebie. Były to trzy dni, które spędziliśmy spacerując, zwiedzając, przytulając się w Londynie. Kolacja w Chinatown i wino, były zwieńczeniem tych wspaniałych dni.
Wtedy tak myśleliśmy, ale dziewięć miesięcy później, okazało się, że zwieńczeniem tych wspaniałych dni została nasza córeczka Zuzia. Przyszła na świat w listopadzie 2011 roku. To dopiero historia.
To wywróciło nasze życie do góry nogami. Od ciąży obserwowałem, jak moja przyszła żona się zmienia.
Do zajścia w ciąże, imprezowaliśmy razem, nieprzespane noce, jedzenie na mieście lub fast foody z Icelanda. Alkohol i spotkania ze znajomymi. Tak toczyło się nasze życie.
Po zajściu w ciążę wszystko się zmieniło.
Skończyło się imprezowanie, papierosy, alkohol i słabe jedzenie. Z młodej dziewczyny, przyjaciela, z którym mogłem poszaleć, moja narzeczona stała się odpowiedzialną przyszłą mamą. I tak jest do dzisiaj, z jednym szczegółem. Dziś to moja żona.
Tak jak napisałem wyżej, nie będę się więcej rozpisywał z szacunku do Niej i do jej wyborów. Wierzę i właściwie wiem, że nie będzie miała pretensji o ten tekst. Nigdy nie ma do mnie pretensji, za to jestem jej bardzo wdzięczny.
Czuję się przy niej jak w najlepszym towarzystwie. To Ona nim jest. Dlatego nie uciekam z domu do kolegów, nie mam potrzeby pracować po godzinach, mi do domu zawszę się spieszy.
Czy to w ciężkich chwilach, czy w radosnych zawsze można znaleźć mnie w domu z moją rodziną?
Uwielbiam wspólne wieczory przy filmie, książce, nawet te przy telefonie. Przy ognisku, kominku, te, w które zasypiamy jak dzieci i te, w których problemy nam na to nie pozwalają. Po prostu uwielbiam, gdy jesteśmy razem.
Piszę o tym dzisiaj, gdyż ostatnie dwa miesiące były dla nas ciężkie. To w ostatnich dwóch miesiącach myśleliśmy tylko o jednym. Toczyliśmy wojnę ze swoimi myślami, jednocześnie nie informując się o tym. To jest właśnie miłość, gdy swoje obawy chowasz w sobie, gdy starasz się nie pokazywać łez, aby wspierać tę drugą osobę.
Chociaż wiedzieliśmy o swoich zmartwieniach, na zewnątrz wspieraliśmy się. Byliśmy dla siebie każdego dnia, każdego wieczora i w każdej chwili.
Czarne myśli, które mnie nachodziły były okropne. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić przez co musielibyśmy przejść, gdyby się okazało, że moja żona jest chora. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, przez to przechodzimy, ale wierzę, że zawsze będziemy w tym razem i że zawsze wyjdziemy z tego obronną ręką.
Te dwa miesiące, znów mnie zbliżyły do mojej żony, pokazały jak bardzo jest mi potrzebna. Jak bardzo ją kocham i jak bardzo się o nią martwię.
Jeśli martwisz się o kogoś bardziej niż o siebie, to znaczy, że bardzo tę osobę kochasz.
Okiełznałem swe demony dzięki Tobie dla siebie i teraz mogę być dla Ciebie wsparciem.
Moje dzieciństwo spowodowało, że jestem oszczędny w słowach dotyczących uczuć. Oszczędny jestem także w gestach pokazujących uczucia. Kiedy swojej córce potrafię pokazać i powiedzieć jak bardzo jest mi bliska i ile dla mnie znaczy, żonie przychodzi mi to ciężej.
Stąd dzisiejszy wpis, chce powiedzieć kilka słów swojej żonie.
Kocham Cię bardzo mocno, jesteś dla mnie bardzo ważna i bardzo się o Ciebie martwiłem i martwię nadal. Dziękuję za to, że jesteś, za to jaka jesteś i że zawsze mogę na Ciebie liczyć. I chociaż czasami się spieramy, to wiedz, że nawet Twoja zła decyzja, jest lepsza niż moja dobra. Mam do Ciebie stuprocentowe zaufanie.
I chociaż nie potrafię tych słów użyć na co dzień, to moje zachowanie to pokazuje. Od czasu, gdy Cię poznałem nigdy nie usłyszałaś ode mnie słów “taki już jestem” „takiego sobie wybrałaś”. Zmieniam się i dorastam przy Tobie i dzięki Tobie.
A to, że nie mówię, że mi smakuje, to nie znaczy, że tak nie jest. Powiem, jak będzie mi nie smakować:).
Mam nadzieję, że Twoje życie jest równie szczęśliwe, jak moje. Kocham Cię.
Czasami nie doceniamy, nie dostrzegamy tego, co mamy. Nie potrafimy o to zadbać. Albo po prostu nie umiemy. Jedno jest pewne, nie możemy sobie pozwolić na stratę z własnej winy. Nie chodzi mi tylko o osobę nam bliską, może to być również zdrowie.
Są sytuacje, że nie mamy na to wpływu, że coś dzieje się samo, że ktoś okazuje się nieszczery i nas zdradza albo jest niedobry dla nas. Że choroba nas dotyka i nic nie możemy zrobić. Ale całkiem inaczej to odbieramy, jeśli nie mamy sobie nic do zarzucenia.
Przytoczę pewien przykład:
Podczas niektórych biegów dochodzi do tragedii i ktoś umiera. Słyszę i czytam komentarze, że „biegać się zachciało”, „wielcy sportowcy”,”po co te biegi”,”amator a wydaje mu się, że jest sportowcem”,”zakazać”,”dobrze mu, po co biegał” itd.
Ja też biegam i czasami sobie myślę, że życie, które prowadziłem może być przyczyną jakiejś niewydolności albo jakichś powikłań. Że organizm może tego kiedyś nie wytrzymać. Ale powiem wam to co mówię mojej żonie;
Wolę zejść na zawał biegając i żyjąc jak żyję niż wpaść po pijaku do warty, albo zginąć w bójce lub na zawał spowodowany nadmiernym spożyciem alkoholu, lub innych używek. Przynajmniej zejdę z tego świata robiąc coś co daje mi satysfakcje i nie będzie powodem do wstydu dla mojej rodziny.
Wypadki i tragedie się zdarzają i nie mamy na to wpływu, ale mamy wpływ na to, jak do tego podchodzimy.
I to samo tyczy się wszystkiego, lepiej o to dbać, bo łatwiej jest zaakceptować stratę, jak się wie, że zrobiło się wszystko co w naszej mocy.
Zdaje sobie sprawę, że wielu może nie podzielać takiego zdania, że jest im obojętne jak zejdą z tego świata, lub wolą zdradzać niż być zdradzanym, ale to już kwestia sumienia.
Ja taki nie jestem.
Wierzę, że wielu czytających ten wpis myśli tak jak ja. Że widzi coś więcej niż czubek własnego nosa.
A więc powiedzcie swoim najbliższym jak ich bardzo kochacie. Zróbcie coś dla nich, doceńcie, podziękujecie za to, że są. Zadbajcie też o zdrowie, bo go nie widać a należy je docenić i podziękować np. rzucając papierosy, zwiększając aktywność itd.
Są też inne płaszczyzny życia, które warto docenić i o nie zadbać -decydujcie sami.
Ja wiem o co dbam i co mam doceniać.
Kocham Cię Madziu.
Dobrej niedzieli:)