W pierwszym moim wpisie https://wiemkimjestem.pl/1-wprowadzenie/ pisałem, o czym będzie blog. Użyłem takich słów, że będzie między innymi o wygranych i przegranych. Nadszedł ten dzień, kiedy czuje potrzebę, aby podzielić się z Wami, pewną pracą. Jest to jedna z wielu prac, które napisałem, będąc w ośrodku leczenia uzależnień. Jest to bardzo osobista praca, ukazująca jak hazard niszczył moje życie. Jak ogromne poniosłem straty fizyczne, psychiczne i finansowe, przez wielu uważany za nic złego hazard.
Upubliczniam tę pracę, bo mogę i chcę. Nie oczekuje od Was litości, współczucia i jakiejkolwiek pomocy. Dzisiaj jestem w zupełnie innym miejscu, jak również jestem zupełnie innym człowiekiem. Nadal Wiem Kim Jestem i ciężko pracuję każdego dnia, aby ten koszmar już nigdy nie wrócił. Swoją drogą, to właśnie te wszystkie moje perypetie ukształtowały mnie jako człowieka. Człowieka, który z dumą i podniesioną głową może kroczyć swoją drogą.
Życzę sobie, aby ta praca otworzyła komuś oczy, aby pomogła rozpoznać symptomy tej niszczącej wszystko na swojej drodze chorobie. Kieruję ją również do osób zdających sobie sprawę ze swojej choroby, aby pokazać, że warto się leczyć. Że można z tego wyjść i żyć szczęśliwie. Kieruje ją również do osób zdrowych, osób, którzy nie doświadczyli tej choroby i nie zetknęli się z nią. Nie musicie rozumieć, ale rozejrzyjcie się, być może wokół Was rozgrywa się dramat w czyjejś głowie, reagujcie!
Osoby, które miały styczność z hazardem zrozumieją tę pracę a całej reszcie mogę powiedzieć że nie oceniajcie a cieszcie się i doceńcie, że Was to omija. Życzę Wam, aby tak było zawsze.
A więc miłej lektury:
„Historia mojego grania”
„Cofając się pamięcią do lat młodzieńczych odnajduje już pierwsze obstawione kupony w podstawówce. Nie były to jeszcze kupony bukmacherskie a tzw. totomix o ile dobrze pamiętam? Na pewno dobrze pamiętam, że było to 13 meczów z różnych europejskich lig i typowało się wygra/przegra/zremisuje. Wysyłałem już wtedy wielokrotnie takie kupony, chociaż pewnie w świetle prawa, nie powinienem, bo byłem niepełnoletni. Nigdy nie wygrałem ani złotówki. Przez lata szkoły średniej i późniejszej pracy nie grałem. Nie wysyłałem ani tych kuponów, ani żadnych gier liczbowych. Szczerze to nawet nie pamiętam czy miałem jakąkolwiek styczność z grami hazardowymi.
W wieku 23-24 lat wyjechałem do Anglii. Od dzieciństwa interesowałem się piłką nożną, więc w Anglii miałem raj. Najlepsza na świecie liga, najlepsi piłkarze i mnóstwo wolnego czasu po pracy. Do tego doszła dobrze płatna praca i już po dwóch latach zacząłem odwiedzać co niektóre punkty bukmacherskie. Dodam, że w Anglii praktycznie na każdym rogu jest jakiś bukmacher. Po pewnym czasie dowiedziałem się, że są strony internetowe gdzie można się zarejestrować i grać o każdej porze dnia. Było to bardzo dla mnie wygodne, gdyż pracowałem wtedy od godziny 12:00 do 22:00 i w domu byłem o 22:30. O tej godzinie bukmacherzy już mieli pozamykane punkty. Więc przerzuciłem się na grę tylko online. Był to rok około 2008. Do roku 2013 grałem często, ale za małe stawki, nic nieznaczące do moich zarobków. Były to kwoty rzędu 20-30 Funtów tygodniowo. Wygrane były sporadyczne i jeśli udawało się coś wygrać np. 250 Funtów to 150 przelewałem na konto a 100 zostawiałem na grę. W tamtym czasie nie myślałem, że w konsekwencji może się to przerodzić w hazard.
Miałem inne zainteresowania, uprawiałem sport, odkładałem pieniądze itd. Przylatywałem do Polski na urlop między innymi na mecze, ale w Polsce wtedy nie obstawiałem. Nie miałem na to czasu. W międzyczasie, czyli pod koniec 2011 roku urodziła mi się córka. Wspólnie z narzeczoną postanowiliśmy, że będziemy w Anglii około 2-3 lat i wracamy do Polski, aby mała wychowywała się w naszym kraju wśród rodaków i otoczona rodziną. Dokładnie nie pamiętam i mogę się mylić lata, ale w 2013 roku miałem wypadek w pracy i uszkodziłem wiązadło w nadgarstku. To pokrzyżowało nasze plany. Doszło do sytuacji, że żona z córka wróciły do Polski a ja miałem przejść operacje ręki i też wrócić. Niestety najpierw miałem 3 miesiące zadrutowana rękę, następnie 3 miesiące nie ruszałem palcami i kolejne 6 miesięcy rehabilitacja. Razem dało to rok, który musiałem spędzić sam w Anglii bez rodziny i prawej ręki. Do momentu wypadku grałem w sposób kontrolowany co nie miało wpływu na finanse, moje zachowanie i moją rodzinę.
Wszystko się zmieniło jak zostałem sam. Ponieważ gdy urodziła się córka myślałem o rodzinie i co by się z nią stało jakbym stracił pracę albo zachorował więc się dobrze ubezpieczyłem. Po operacji dostawałem chorobowe co tydzień i bank wypłacał mi co miesiąc pieniądze z ubezpieczenia. Jadłem tylko fast-food’y i siedziałem z laptopem w pokoju. Wtedy hazard zaczął mnie pochłaniać. Grałem coraz więcej a z czasem zacząłem podnosić stawki. Po około trzech miesiącach moim jedynym zajęciem od rana do wieczora była gra na tzw. livie. Obstawiałem każdy mecz, jaki tylko było można. Robiłem przerwę tylko na rozmowę z przyszłą żoną przez telefon, jedzenie, mycie się i spanie. Żona utrzymywała się z oszczędności, które mieliśmy w Polsce i pracy, która podjęła. Nie wiedziała i nie miała pojęcia ile przegrywam. Ufała mi i nie miała pojęcia o grze. A ja wpadłem w szpony hazardu, potrafiłem przegrać wszystko co wpłynęło na konto. Ratowało mnie to, że w każdy piątek miałem kolejne pieniądze na grę. Czyli robiłem małe zakupy, gdyż z powodu braku ręki i tak nie mogłem nic przygotować. Zostawiałem trochę kasy na kebab, pizze i tym podobne i resztę przegrywałem. Co rusz wymyślałem nowy sposób na grę. Wierzyłem, że w końcu znajdę ten doskonały. Żyłem w świecie fantazji i w przyszłości, czyli kiedy wygram miliony. Tak minął ponad rok. Gdy zakończyłem rehabilitację wróciłem do Polski. Zamieszkałem z żoną i córką u teścia i zacząłem remont mieszkania, w którym mieliśmy mieszkać. Już wtedy miałem problem z hazardem, ale świetnie to ukrywałem i nikt nie miał pojęcia. Podjąłem pracę i po pracy, a także w weekendy pomagałem pracownikom w remoncie. Czyli oni pracowali a ja obstawiałem mecze. Finanse dobrze ukrywałem, bo przy remoncie ciężko było stwierdzić na co poszły pieniądze. Nikt mnie nie kontrolował, bo nikt nie pomyślał, że sam siebie mogę okradać. Nie jestem w stanie powiedzieć ile przegrałem a ile kosztował remont, sam się pogubiłem. Zacząłem od bardzo wysokiej jakości materiałów, aby skończyć remont, kupując najtańsze oświetlenie, aby ukryć i zminimalizować koszty.
Okradałem siebie i swoją rodzinę. Zacząłem się zmieniać. Ciągłe kłamstwo, życie w stresie powodowało, że robiłem się zamknięty w sobie, przestałem radzić sobie z emocjami i uczuciami. Zacząłem zaniedbywać swoją żonę, córkę i siebie. Kompletnie na nic nie miałem ochoty i tłumaczyłem to tym, że jestem zmęczony. Zacząłem często chorować. Łapałem każdą infekcje tak stres mnie osłabiał. I tak było do sierpnia 2016 roku. Wtedy żona dowiedziała się ode mnie, że jestem hazardzistą. Nie wytrzymałem tej presji, tych kłamstw. Przyznałem się do wszystkich kłamstw cofając się do czasu jak byłem w Anglii. Opowiedziałem o długach i o tym, w jakim żyłem stresie. Razem z żoną postanowiliśmy spłacić wszystkie długi. Ani ja, ani żona nie zdawaliśmy sobie sprawy, że powinienem się leczyć. Myśleliśmy, że spłata długów i abstynencja to wszystko. Nawet nie padło stwierdzenie, że nie mogę grać, tylko że nie mogę robić takich długów, tak marnotrawić czas, pieniądze i własne zdrowie.
Abstynencja nie trwała długo. Po trzech miesiącach wróciłem do gry. Był przełom października a listopada a ja znów grałem. Tym razem już nie potrzebowałem lat a dni. W kilka dni wróciłem do stawek z sierpnia. Szło bardzo szybko. Grałem agresywnie, dużymi stawkami 500 do 1000 na zakład i kilkanaście zakładów na dzień. Raz przegrywałem raz wygrywałem. W momentach jak wygrywałem byłem radosny, pełny energii a jak przegrywałem byłem przygnębiony i smutny. Takie zmiany nastroju potrafiły być nawet kilka razy dziennie. Ponownie narobiłem długów. Brałem kredyty, chwilówki i pożyczałem. W tym czasie byłem jak w amoku, sam tego nie rozumiałem.
Dotrwałem tak do lutego. W lutym byliśmy na około 5 dni w Gdyni. Ja w tym czasie byłem emocjonalnym wrakiem. Czułem się jak granat. Myślę, że żona coś wyczuwała, ale nie łączyła tego z hazardem aż do momentu mojego wybuchu w restauracji. Po jej wyjściu pierwsze pytanie padło: Grasz? Po powrocie do Poznania była rozmowa.
Było już inaczej niż za pierwszym razem. Żona proponowała żebym się leczył. Chciała poinformować moją mamę o tym, lecz ja nadal nie widziałem problemu. Zagroziłem, że nic matce ma nie mówić, bo po co ma się martwic, a że ja mogę iść do psychologa, ale na leczenie nie ma mowy, że pojadę. Żona zagroziła, że jeszcze raz i mnie zostawi. Ponownie spłaciliśmy razem długi, uszczuplając bardzo nasze oszczędności.
Przerwa trwała sześć miesięcy. Było cudownie, brak długów, brak stresu, żadnych kłamstw, po prostu sielanka. Terapia obejmowała 15 spotkań. Czyli 15 tygodni, godzina tygodniowo. Nie złapałem dobrego kontaktu z terapeutą. Chodziłem, coś mówiłem i nadal uważałem, że przerwa dobrze mi zrobi. Nie miałem zamiaru nigdy nie grać. I gdy naszedł moment głodu, zacząłem grać.
To był już ostatni mój ciąg. Bardzo szybko nabrał tempa. Trwał 5 miesięcy i przyniósł największe spustoszenie w moim życiu. Wypłukał mnie z uczuć, pokazał, że jestem słaby, bezsilny, że nie panuje i nie rozpoznaje emocji. To wszystko doprowadziło do myśli samobójczych. To było moje dno. Następny mój krok mógłby się skończyć dla mnie tragicznie. Mogłem w to brnąć i stracić wszystko albo coś zacząć robić.
Pierwszym krokiem było poznanie problemu. Zacząłem czytać w internecie. Dowiedziałem się, że najlepiej podjąć terapię w ośrodku. Znalazłem ośrodek. Zwierzyłem się w pierwszej kolejności matce, później załatwiłem skierowanie do ośrodka. Kolejnym krokiem było przyznanie się żonie. Gdy jej opowiedziałem, zapytała co zamierzam? Gdy wysłuchała mój plan i usłyszała chęć podjęcia leczenia dała mi wsparcie.
Nie zostawiła mnie a ja zrobię wszystko żeby nigdy do tego nie doszło. Znalazłem grupę AH i zacząłem przed wyjazdem do ośrodka już uczestniczyć w mitingach. Odciąłem się od finansów zostawiając tylko swoje długi. Nad nimi mam kontrolę, ułożyłem plan spłaty. Wszystko ustaliłem z wierzycielami i w ten sposób przygotowałem się do terapii w ośrodku.
Jestem teraz tutaj w ośrodku i skupiam się na swoim leczeniu i uczę się jak żyć w trzeźwości.
To początek mojej nowej drogi.”
02.2019 Tomasz Rybicki (pisownia zachowana)