Temat marzeń chodzi mi po głowie od dawna. Jednak gdy przychodzi czas pisania, odpuszczam i dochodzę do wniosku, że to jeszcze nie ten moment. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Być może temat marzeń, to temat tabu? Takie mam wrażenie, ciężko opowiadać o swoich marzeniach, w obawie przed oceną przez innych. Ja już tych obaw nie mam, szanuje ludzi i ich opinie na mój temat, ale to nie ona mnie definiuje. Pozwolę sobie o swoim życiu decydować sam i sam nadawać mu wielkość.
A więc dzisiaj o marzeniach. Skąd u mnie tyle uwagi w tym kierunku, przecież moja przemiana podyktowana jest działaniem i pracą, a nie marzeniami. Wydawałoby się, że to właśnie kiedyś byłem przesadnym marzycielem. Co rusz miałem to nowe marzenia i w ten sposób wynosiłem swoje życie pod niebiosa. To właśnie ucieczka w sferę marzeń dawała mi bezpieczeństwo i poczucie satysfakcji. Hmm …kiedyś to będzie… znacie to? A tymczasem tzw. lipa.
Zwrot co do opinii na ten temat nastąpił, gdy na pewnych zajęciach usłyszałem pytania dotyczące marzeń u progu dorosłości. Czy z ich powodu czuję się niespełniony lub spełniony? Czy marzenia z tego okresu zostały zrealizowane albo, czy nadal pozostają w sferze marzeń? Te pytania wywróciły moje życie do góry nogami. Zacząłem sobie przypominać, jak to jest u mnie z tymi marzeniami. I wiecie co? Odkryłem, że ich nigdy nie posiadałem.
Ale jak to? Jak można nie posiadać marzeń, a no można. Właściwie to je posiadałem, ale jak się okazało, to nie były marzenia.
Nie pamiętam, jak to było w dzieciństwie, ale już jako nastolatek marzyłem, żeby zostać piłkarzem. Nawet robiłem dość poważne kroki, aby te marzenie spełnić. Ale to marzenie schodziło na boczny tor przed jednym, głównym i najważniejszym marzeniem. Przede wszystkim marzyłem o spokoju w domu. Jakkolwiek to zabrzmi, marzyłem, aby mój ojciec dał nam spokój, aby zniknął z naszego życia. Tak bardzo to marzenie mi przyświecało, że nie zauważyłem, kiedy się tak stało, że mój ojciec zmarł. A ja zostałem obdarty z marzeń u progu dorosłości.
Mając tak silne marzenie, które nie było zależne ode mnie, przestałem marzyć. Nie marzyłem już, aby zostać piłkarzem, nie chciałem być lekarzem, pilotem, stolarzem i mechanikiem. Nie marzyłem o podróżach, o rodzinie, o umiejętnościach takich jak gra na instrumencie itp. Po prostu przestałem marzyć o czymkolwiek. Było mi wszystko obojętne, liczył się tylko spokój w domu. Marzyłem tylko o spokoju.
Gdy ojciec zmarł miałem już dwadzieścia lat i byłem już uzależniony od marihuany. W ten sposób dawałem sobie szczęście i ucieczkę, od tego, co było w domu. Na czekaniu na spokój straciłem, można powiedzieć, dwadzieścia lat. A gdy ten spokój nastał, ja już byłem, kolokwialnie mówiąc w dupie. Zostałem obdarty z marzeń, co przełożyło się na ucieczkę w narkotyki i brak aspiracji, żeby coś w życiu osiągnąć.
W tym okresie marzyłem.
O pieniądzach, samochodach, gangsterskim życiu, uciekałem w świat marzeń i tam toczyłem szczęśliwe życie. Nie muszę chyba dodawać, że robiłem to pod wpływem narkotyków, nie wdrażając żadnego działania, aby cokolwiek z tych marzeń zrealizować. Marzyłem tylko o rzeczach wielkich, wyobrażałem sobie siebie jako kogoś bogatego, poważanego, szanowanego itd. Tak sobie skomplikowałem wtedy życie, zamiast pracować i się rozwijać to ja marzyłem, że pieniądze spadną z nieba i one otworzą wszystkie drzwi przede mną.
Tak się nie stało. Nic z tych marzeń się nie spełniło. Może i dobrze, bo co by to było, gdyby te pieniądze spadły mi z nieba, co ja bym z nim zrobił. Gdzie by mnie to doprowadziło. Myślę, że nic dobrego by z tego nie wyszło.
I tak sobie przeżyłem kolejnych lat szesnaście. W międzyczasie dorobiłem się kilku nowych nałogów, spędziłem dziesięć lat za granicą, ożeniłem się i doczekałem się dziecka. W tym czasie trochę zarobiłem, trochę przetrwoniłem, przytyłem, aby później schudnąć i znów przytyć. Poznałem wiele osób, aby później się z nimi rozstać. Pracowałem w kilku miejscach, aby później odejść i nic z nich nie wynieść. Itd…
Po prostu przeżyłem ten czas bez marzeń. Bez marzeń tzn. bez celów. Żyłem dla samego życia.
Wracając do pytania o marzenia u progu dorosłości, które wywróciły moje życie do góry nogami. Dlaczego tak się stało? Dlaczego te pytania tak na mnie wpłynęły? Postaram się to ładnie wytłumaczyć.
Jeśli masz 37 lat i słyszysz pytanie, czy Twoje życie wygląda tak, jak sobie wymarzyłeś, czy czujesz się spełniony lub nie, biorąc pod uwagę swoje marzenia, które posiadałeś u progu dorosłości? A Ty myślisz i myślisz, szukasz i szukasz w swojej głowie te marzenia i nic. Pustka. Dochodzisz do wniosku, że nie spełniłeś takich marzeń, bo ich nie było. Nie czujesz ani satysfakcji, ani uczucia porażki, bo nie miałeś marzeń, nie miałeś oczekiwań co do swojego życia. Nie dążyłeś do ich spełniania, bo ich nie było. W takim momencie uświadamiasz sobie coś, co powinieneś już wiedzieć dawno.
Uświadomiłem sobie, że moje marzenia to nie marzenia. Że to myślenie życzeniowe. Życzyłem sobie rodziny, zdrowia, pieniędzy, żyłem takimi myślami i byłem przekonany, że to moje marzenia. Czy myślenie o pieniądzach nic w tym kierunku nie robiąc to marzenie? Myślenie o zdrowiu, zupełnie o nie, nie dbając to marzenie? A myślenie o rodzinie, będąc dla niej zakałą to marzenie? Raczej nie, życzyłem sobie tego, ale nic nie robiłem, aby to osiągnąć.
Smutne to było odkrycie, przekonałem się, jaki ze mnie nudny człowiek. Bez marzeń, bez celów, żyjąc nadal w matrixie, że gdzieś kiedyś coś a tymczasem życie uciekało. Smutne, a zarazem motywujące, aby to zmienić. Długo nie czekałem, aby zacząć na nowo marzyć. Marzyć a co za tym idzie, realizować.
Teraz moja głowa jest pełna marzeń, nie boje się o nich opowiadać i do nich dążyć. Nie wiem, czy taka jest teoria marzeń, jaką ja przedstawiam. Przedstawiam to tak, jak ja to widzę i jak do tego podchodzę. Jak odbieram teraz siebie, swoje marzenia i swoje życie.
Dzielę marzenia na te, które zależą tylko ode mnie, takie, które nie do końca zależą ode mnie i takie, na które wpływu nie mam wcale, jak zdrowie rodziny. To chyba jest takie uniwersalne marzenie każdego z nas, każdy jak mógłby wybrać w ciemno jedną pewną rzecz na ziemi, to wybrałby pewnie zdrowie swoje i najbliższych. Jest to takie jedno moje marzenie, które nie jest zależne ode mnie, ale chce je mieć. Chce wierzyć, że marzenie o zdrowiu moich najbliższych będzie się spełniało samo.
Oczywiście, dokładamy wszelkich starań o to, aby zdrowie dopisywało, ale tak to już jest, że nie do końca od nas to zależy. Drugie takie moje marzenie to szczęśliwe życie mojej córki, uczę ją jak być szczęśliwą, aby nie popełniła moich błędów. To swoją postawą chce jej dać dobre wzorce na przyszłość, ale nie do końca będę miał na to wpływ. Reszta moich marzeń to marzenia realne, takie, które mogę realizować w krótszym lub dłuższym okresie.
Na marzeniach nie kończę, marzenia to początek. Marze o rzeczach małych i dużych a realizacja i dążenie do nich odmieniło moje życie. Jest teraz ciekawe, satysfakcjonujące, mam cele i potrafię je osiągać.
Większość moich dzisiejszych marzeń jest w realizacji. Każdy dzień mnie do nich przybliża. To powoduje ogromna radość, satysfakcje i poczucie dobrego przeżywania swojego życia.
Marzyłem o pisaniu, chciałem podzielić się swoją historią, zmotywować innych, pokazać, że można zmienić myślenie i zacząć od nowa wykorzystując, to co się ma i gdzie się jest. Nie miałem pojęcia jak to zrobić, gdzie napisać, ale postanowiłem zrealizować swoje marzenie. Poczytałem i pooglądałem jak się za to zabrać, nauczyłem się i zrobiłem to. Cały czas się uczę w tym kierunku, ale spełniłem swoje marzenie, pisze i mam swoich odbiorców. Sam prowadzę stronę i czasami sam nie dowierzam, że zrobiłem to. Nie bałem się spełnić swojego marzenia.
Kolejnym marzeniem było przebiegnięcie półmaratonu, co za dystans. Zapisując się na półmaraton, na pół roku przed przebiegałem z trudnością 10 km, a na rok przed półmaratonem ledwo w ogóle biegałem. Zrobiłem to, na miesiąc przed jak dobrze pamiętam. Wiedząc, że przebiegam taki dystans, zapisałem się na kolejne półmaratony, aby zdobyć koronę półmaratonów. Niestety sytuacja z pandemią odebrała mi oficjalne spełnienie marzenia. Spełnię to marzenie w 2021, jeśli sytuacja pozwoli.
W sferze marzeń, do których dążę, jest też przebiegnięcie maratonu w moim mieście, Nie zakładam, że zrobię to 2021, ale w 2022 na pewno to zrobię. Zrobię to jako 39 lub 40-latek. Dla mnie będzie to mega satysfakcja.
Po powrocie do dobrej formy fizycznej zapragnąłem poprawić sylwetkę, jestem w realizacji tego marzenia. Osiągnę to, ciężko nad tym pracując, pomyśleć, że zawsze chciałem dobrze wyglądać a najlepsze lata, aby to osiągnąć, przegapiłem ważąc 110kg.
Mam też wspólne marzenia z żoną, marzymy o wspólnej starości w domu w lesie lub na jego skraju. Właściwie gdzie to sprawa drugorzędna ważne żebyśmy zawsze byli razem. Nie czekamy aż samo się stanie. Pielęgnujemy nasza miłość, spędzając ze sobą miłe chwile.
Nie będę zanudzał swoimi marzeniami, bo jest ich wiele, małych i dużych myślę, że przekazałem to o co mi chodzi. Bo nie istotne, jakie mamy marzenia tylko jak je realizujemy i co one dla nas znaczą.
Ostatnio widziałem na FB, że ktoś skoczył ze spadochronem z samolotu ( ten ktoś, jeśli czyta to domyśli się że o niego chodzi:) łamiąc swoje lęki i spełniając marzenie. Ja mam ogromny lęk wysokości, ale… też chce to zrobić. I zrobię. Jako że na tę chwilę po prostu nie stać mnie ma taką rzecz, mam mnóstwo innych wydatków zakładam, że najpóźniej zrobię to na swoje 40 urodziny. Tzn. dwa lata i jeden dzień. Strasznie się tego boje, ale im bardziej się boje, tym bardziej tego chcę.
No i najważniejsze moje marzenie dotyczy mojej pracy, a właściwie pracy, której jeszcze nie posiadam. Chcę pracować mniej i więcej zarabiać. Chce robić coś co będzie mi dawało satysfakcję i coś, za co będę rozliczany sam. Czyli wiadomo, że musi to być praca, której nie będę musiał dzielić z innymi. Zanim jednak to osiągnę jeszcze sporo wody upłynie.
Marzę aby blog się rozwijał, otwierał mi umysł na nowe sprawy. Chcę działać w internecie, ale czy to będzie kiedyś moja praca? Jeszcze nie wiem, mam w głowie kilka kierunków, ale potrzeba do tego dużo nauki. Jest to plan na lata, który realizuje od podstaw.
Nadal jestem młodym człowiekiem i kawał życia przede mną.
Nie boje się marzyć i realizować swoich marzeń. Nie wstydzę się też o nich mówić. Nie obawiam się, że ktoś mnie oceni, bo to moje marzenia, moje cele i ja sam się z nich rozliczam. To ja ponoszę koszty ich realizacji, dźwigam ciężar porażki, gdy się nie udaje i doświadczam satysfakcji, gdy po nie sięgam. Moje marzenia, moje życie. To, co osiągnąłem w ostanie 20 miesięcy pozwala mi marzyc odważnie.
Oczywiście jak zawsze podkreślam to we wszystkim potrzebny balans. Balans pomiędzy sferą marzeń a prawdą. Nie można wierzyć, że wszystko się osiągnie i zaprzestać życia realnego. Najpierw real, praca nad sobą, później marzenia i ich realizacja. Nie można nałożyć na siebie presję osiągnięcia jakiś niebotycznych sukcesów, bo zderzenie z rzeczywistością może być bolesne.
Lepiej spełniać wiele małych marzeń i czerpać satysfakcję niż mieć jedno wielkie nie spełnione.
Ot taka puenta na koniec.
A Wy wstydzicie się swoich marzeń, a może marzycie wiedząc że nigdy tego nie spełnicie?
Życzę Wam realizacji małych, jak i dużych marzeń.
Pozdrawiam.
Realny marzyciel: )