W ostatnią niedzielę przebiegłem swój pierwszy w życiu, oficjalny półmaraton. Było to dla mnie bardzo duże osiągnięcie, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Po powrocie do domu, wziąłem prysznic i chwilkę się przespałem. Gdy mój organizm doszedł do siebie, zabrałem się za emocjonalny wpis na instagramie. Jako że w internetowym świecie nadal ze mnie laik, zdziwiłem się, że obowiązuje mnie limit znaków. Nawet nie wiem, kiedy się rozpisałem i mając w głowie kolejne zdania, zostałem tak brutalnie zastopowany. Wpis został usunięty i zastąpiony krótką zapowiedzią, wpisu na blogu.
A więc dzisiaj spełniam ta zapowiedź.
Był 06.10.2019, kiedy zapragnąłem przebiec półmaraton, biegałem wtedy niewiele ponad 5 km. W listopadzie 2019 roku przebiegłem pierwszy oficjalny bieg na 10 km i był to mój największy sukces biegowy. Jednak do półmaratonu było jeszcze daleko. Zdawałam sobie sprawę, że czeka mnie dużo pracy, aby spełnić swoje marzenie. Był to pierwszy mój tak ambitny plan, trochę się obawiałem. Obawiałem się, czy dam radę się przygotować.
Jako cel postawiłem sobie 13 poznański półmaraton, liczba idealna jak na pierwszy swój długodystansowy bieg. Przygotowywałem się do niego sumiennie, gdyż bardzo mi zależało, aby dokonać tego w swoim mieście, na ulicach które najczęściej przemierzałem wstawiony udając się na mecz piłki nożnej. Miał to być taki bieg symboliczny, ukazujący przemianę, jaką dokonałem w swoim życiu.
Trenowałem ostro i celowałem z formą na kwiecień. Szło bardzo dobrze, forma rosła, waga leciała w dół a ja zapragnąłem zdobyć koronę półmaratonów. Apetyt rósł w miarę jedzenia. W marcu moja forma była bliska życiowej, nigdy wcześniej nie byłem tak dobrze dysponowany fizycznie. I wtedy wszystko runęło. Pojawiła się pandemia i wszystkie biegi zostały anulowane. Marzenia o półmaratonie, o zdobyciu korony zostały zabite. Na dodatek nie wiedząc co i jak z tym okropnym wirusem, zostaliśmy zamknięci w domach bez możliwości trenowania. Ja uznałem, że ważniejsze zdrowie i odpuściłem dalsze trenowanie.
Ze szczytowej formy, w której byłem jak na swoje możliwości została tylko cząstka. Od kwietnia do września biegałem nadal, ćwiczyłem na siłowni, ale już nie z takim zapałem. Robiłem to dla zdrowia i przyjemności, sezon uznałem za stracony. Marzenia przełożyłem na następny rok i zaakceptowałem rzeczywistość.
Właśnie pisząc ten niedzielny wpis dotarło do mnie, jakie ciężkie to było dla mnie pół roku. Od marca do września, czyli od początku pandemii do mojego półmaratonu, wiele złego wydarzyło się w moim życiu. Dotyczyło to właściwie wszystkich płaszczyzn mojego życia. Dla wszystkich był to ciężki okres, coś nowego, z czym nie każdy wiedział jak sobie poradzić. Nie chcę się użalać, bo zwykle tego nie robię, ale był to naprawdę ciężki okres.
Zostałem z tym wszystkim sam, poradnia, pod której byłem opieka została zamknięta, warsztaty, na które chodziłem zostały odwołane, spotkania wspólnoty hazardzistów zawieszone. Może trzeba było się komuś zwierzyć, wyciągnąć rękę po pomoc? Ale skoro nikt nie pytał, to po co mówić. Wątpię że ktoś by mnie zrozumiał.
Szybko jednak nawiązałem kontakt telefoniczny z terapeutką co pomogło mi przetrwać ten ciężki okres. Bardzo ważna była dla mnie pewna znajomość, którą kontynuuje od pobytu w ośrodku. No i najważniejsze, to właśnie w tym okresie zrealizowałem swoje marzenie, marzenie o blogu.
Pisanie pomogło mi we wgląd w siebie, spojrzeć na to wszystko jakby z boku. Lubie to, sprawia mi to radość, przyjemność i będę to kontynuował. Chcę się w tym kierunku rozwijać i jeszcze nie raz siebie i Was zaskoczę, oczywiście pozytywnie.
W tym całym okresie pomógł mi wcześniejszy pobyt w ośrodku, to tam zostałem wyposażony w narzędzia jak radzić sobie z problemami. Nauczyłem się wiele o swojej chorobie, jak rozpoznać jej nawroty, jak reagować i jak to ogarniać. Właśnie w tym pomaga mi wysiłek fizyczny. Nie uważam że jest niezbędny dla każdego, ale u większości a u mnie na pewno. To wysiłek fizyczny pomaga mi rozładować stres i złe emocje, które mną targają.
Brakującym elementem tej całej układanki jest właśnie bieganie. Dla mnie to coś więcej niż tylko pokonywane kilometry. To moje być albo nie być. To właśnie podczas biegania mój mózg się resetuje, mam wiele przemyśleń i czuje satysfakcję z tego kim jestem. I nie ma znaczenia czy właśnie pobijam kolejny rekord, a satysfakcja że w ogóle to robię.
Albowiem ktoś taki jak ja, ktoś z taką przeszłością, wstaje z kanapy i znajduje czas nie zważając na padający deszcz lub skwar, aby pobiegać. To siła charakteru, spełnienie marzeń, to pokonywanie swoich słabości, swoich granic itd. Wiele dobrego czerpię z biegania i nie o czas i kilometry tu chodzi. Aczkolwiek, lubię też zaatakować swoje rekordy, przecież po to też biegam.
I gdy pogodziłem się ze straconym sezonem, zaakceptowałem realizację marzenia na przyszły rok, pojawiła się propozycja. Mój szwagier na trzy tygodnie przed zaproponował, abym wziął z nim udział w półmaratonie w Łęknie. Wahałem się, obawiałem się, czy dam radę, ale zgodziłem się i się zapisałem. Przecież to jeszcze trzy tygodnie, zdążę, choć troszkę się przygotować.
Ja swoje życie swoje. W międzyczasie zachorowałem, córka również chora, żona w szpitalu, do tego kilka innych problemów większych i mniejszych. Całe poprzedzające pół roku w stresie, co objawiało się bezsennością. Nie przygotowany byłem wcale, nie byłem w formie, forma z marca to wspomnienie. W ostatnich trzech tygodniach do biegu jak dobrze pamiętam wykonałem jeden trening. Po prostu masakra.
I tu pojawiam się nowy JA. Kiedyś, nawet jeśli postawiłbym przed sobą takie wyzwanie lub podobne to ilość argumentów, aby zrezygnować dałaby mi doskonałe wytłumaczenie, aby się poddać. Kiedyś wystarczyłby jeden powód, aby zrezygnować z założonych celów. Ale nie tym razem, im więcej mi mówiło żebym odpuścił tym bardziej mi zależało. Powiedziałem sobie że zaakceptuje, jeśli nie ukończę biegu, ale nie zaakceptuje poddania się przed.
To było dla mnie coś więcej niż bieg, to była walka o siebie. Musiałem sobie coś udowodnić. Na przełomie ostatnich dwóch lat zmieniłem się nie do poznania i tym biegiem sobie to udowodniłem. Już nie jestem małym chłopcem, który chowa się za używkami, nie znajduje głupich i prostych wymówek na swoje lenistwo. Jestem pewny siebie, pewny swoich postanowień i celów, które sobie stawiam.
Wystartowałem i ukończyłem ten bieg. Było bardzo ciężko, brak treningów i przebyta choroba dała się we znaki, ale zrobiłem to, tylko dzięki swojemu nastawieniu. Już nie mam mentalności przegranego, wygrałem. Przede wszystkim wygrałem w swojej głowie, zmiana myślenia była najlepszą pracą, jaką wykonałem i nadal wykonuje w ostatnich dwóch latach. Mam zamiar nadal pracować nad swoją mentalnością, mentalnością zwycięzcy. I żeby była jasność nie o bieg, nie o km, nie o czas tutaj chodzi, w moim przypadku chodzi o życie!
Dla mnie ten półmaraton spiął w klamrę ciężki okres, od super formy, którą miałem w marcu do słabszej, którą zaprezentowałem we wrześniu. To po tym biegu dotarło do mnie jaką fantastyczną robotę wykonałem ze swoim życiem. Że okres, który obfitował w wiele przeciwności, wiele problemów, wiele złego nie spowodował mojego upadku. Wręcz przeciwnie, buduję swoją pewność siebie, swoje piękne życie na porządnych fundamentach. Nawet gdy jest ciężko, nawet gdy jest dużo smutku zachowuje jasność umysłu i kroczę drogą, którą sobie wyznaczyłem.
Po cięższym okresie na horyzoncie pojawia się słońce, ciesze się że Wiem Kim Jestem i jestem z tego dumny.
Rok się jeszcze nie skończył, ja już zaczynam się przygotowywać do półmaratonów w roku 2021, jeśli pandemia ustąpi i pozwoli to mam zamiar zdobyć koronę półmaratonów. W zależności, jaka będzie forma, moim marzeniem jest przebiec maraton w Poznaniu. Nie udało mi się przebiec poznańskiego półmaratonu jako swój oficjalny pierwszy półmaraton to przebiegnę pierwszy oficjalny maraton właśnie w Poznaniu. Zrobię to 2021 a najpóźniej 2022 roku. To moje marzenie to mój cel.
Mam dużo i duże plany co do swojego życia, nie tylko biegowego. Dowiecie się w swoim czasie, będziecie tego świadkami. Dużo zrobiłem ze swoim życiem a zrobię jeszcze więcej. Pokażę Wam że można zawsze iść do przodu, nie zależnie od tego ile się ma lat, gdzie się obecnie znajduje i jakie ma się myślenie. Wszystko można zmienić na lepsze zawsze i wszędzie, trzeba tylko w to uwierzyć i dać sobie szansę.
Nawet pozornie zła sytuacja przy zmianie myślenie okazuje się dobrym podłożem, aby zacząć coś zmieniać.
Życzę Wam większej świadomości na temat swojego życia.